ON:

The Three Laws

1. A robot may not injure a human being or, through inaction, allow a human being to come to harm.

2. A robot must obey the orders given to it by human beings, except where such orders would conflict with the First Law.

3. A robot must protect its own existence as long as such protection does not conflict with the First or Second Law.

Kiedy w szkole kazano mi po raz pierwszy czytać Lema, moja miłość do sci-fi umarła. Miałem czternaście, może piętnaście lat i nic nie przygotowało mnie na to, co Lem zrobił z moją psychiką. Nie wiem czy to jego styl, a może kwestia buntu młodzieńczego, ale przez kolejne 18 lat nie tknąłem żadnego jego dzieła. Możliwe, że robię błąd, a może uratowałem własną osobę przed zagładą? Czasami myślę, że Dick miał rację pisząc na Stanisława Lema donos do FBI. I pomyśleć, że Cyberiada i Bajki Robotów mogły na zawsze wymazać z mojego życia jeden z najlepszych gatunków – scence-fiction. Udało mi się uniknąć tego złego losu. Dzięki Wielkiemu Elektronikowi kilka lat później w moje ręce wpadła książka Issaca Asimova – Pozytronowi Detektyw. Była to pierwsza i nie ostatnia, które później przyszło mi czytać. Zakochałem się. Zakochałem się w Asimovie bezgranicznie. Pokochałem jego styl, jego opowieści i postacie. Wreszcie political-fiction (Fundacja) czytało się jak świetne thrillery, nie ujmując nic Dickowi. Detektyw musiał odczekać jednak swoje, bowiem w tym czasie wylądowałem w sanatorium i przez 3 tygodnie pobytu w izolatce zaczytywałem się czymś innym, a mianowicie Władcą pierścieni oraz Hobbitem. Podróżowałem wtedy wraz z Bilbem i Frodem po Śródziemiu, a w realnym świecie moimi towarzyszkami były zamiennie świnka, ospa i różyczka. Wróciłem do świata żywych i nareszcie mogłem zabrać się za lekturę Pozytronowego. To była chyba pierwsza książka, którą wprost łyknąłem, a później powtórzyło się to tylko z kilkoma tytułami, między innymi Wróblem oraz Fundacją. Dobra, trochę za bardzo zbaczamy z głównej drogi.

Podczas lektury Pozytronowego Detektywa poznałem trzy prawa robotyki, które były corem całego zamieszania wokół robotów. Ponieważ Asimov tworzył swoje dzieła w latach 40-tych i 50-tych, jego maszyny nie były idealne. Przeważnie mieliśmy do czynienia z pokracznymi, humanoidalnymi tworami, które w pierwszych generacjach nie potrafiły nawet mówić, tylko po prostu przyjmowały rozkazy. Od początku pisarz starał się pokazać ludzką naturę oraz poruszyć problem ducha w skorupie, który świetnie pokazany jest w Ghost In the Shell Masamune Shirow-a. Aby to zrobić bardzo szybko trzeba było stworzyć prawa, które miały gwarantować ludziom poczucie bezpieczeństwa. Wiadomo, człowiek obawia się nieznanego, pierwsze generacje robotów mogły przecież zagrażać ludziom, być mordercze, zabójcze. Dość szybko doprowadzono do sytuacji, w której maszyny zaczęły pracować na odległych planetach, z dala od cywilizacji. Ale jak się to wszystko zaczęło? Tak naprawdę trzy prawa robotyki pojawiły się w Berku (inne tłumaczenie Zabawie w berka) – opowiadaniu, które wchodzi w zbiór pod tytułem Ja, Robot. To dzieło jest dla miłośników Cyklu o Robotach czymś takim, jak Silmarillion dla fanów Śródziemia.

We wprowadzeniu przyjdzie nam poznać Panią Susan Calvin, znaną robopsycholog pracującą dla U.S. Robots. To postać bardzo ważna dla robotyki oraz świata stworzonego przez Asimova. Gdyby nie jej osoba pewnie pozytronowe mózgi nie byłyby tak zaawansowane, jak są w tejże chwili. Zaczepiona przez dziennikarza, mająca już około pięćdziesięciu lat pani technik, daje mu się pociągnąć za język i zaczyna opowiadać pierwszą historię o robocie ze starej serii, praktycznie z samych początków robotyki, kiedy jeszcze wszystko wyglądało inaczej, niż ma się to teraz. Robbie, bo tak zwał się pozotronowy człowiek, był niemy, a na co dzień opiekował się sześcioletnią Glorią. Ta pierwsza opowieść była preludium do czegoś większego, czegoś, co rodziło się w głowie pisarza przez kolejne lata. Dzięki Ja, Robot otrzymaliśmy Cykl o Robotach oraz Fundację. Pomimo tego, że te dwie serie są od siebie oddalone o lata świetlne, to dość szybko zauważymy, że autorowi udało się ukryć w nich wzajemnie przeplatające się małe wątki, smaczki, które wyłapie uważny czytelnik. Wracając do opowiadania o Robbiem i jego małej podopiecznej – widzimy kierunek, w którym zmierza proza Asimova. Porusza on temat inteligencji maszyn, ich samokształcenia oraz uczuć, które mogą przestać być im obce, jeśli roboty przebywają w odpowiednim otoczeniu. Podczas sceny w muzeum, gdy mała Gloria zadaje pytanie mówiącemu robotowi, jego reakcja na wieść o tym, że jest jednym z wielu, że nie jest jednostką, że są inne androidy takie jak on, doprowadzi do pewnego przełomu. Ta chwila, której świadkiem jest Susan, pozwala jej w przyszłości stworzyć coś więcej, niż tylko maszynę. Dla niej świat robotów i ludzi nie jest rozdzielony, to jedność, którą można trzymać w całości, a narzędziem pozwalającym na to będą trzy prawa. O nich przeczytamy w Berku, drugim z kolei opowiadaniu znajdującym się w Ja, Robot. Tak naprawdę to najważniejsza chwila dla czytelnika cyklu. Dzięki temu, że poznamy te wytyczne, dość szybko wiele zagadek stanie się dla nas jeszcze bardziej enigmatycznych. Tak właśnie jest. Logika robotów potrafi nas zadziwić, szczególnie gdy dochodzi do konfliktu pomiędzy prawami. Właśnie w Berku widać to najlepiej, gdy wysłany po selen twór nie może zdobyć cennego i ratującego ekipie naukowców życia pierwiastka, bo sam ulegnie zniszczeniu i nie będzie mógł podjąć próby jego zdobycia. Wiem, brzmi to bardzo poplątanie, ale uwierzcie mi, że takie nie jest. Czytamy kolejne opowieści, zaczynami opadać, oddawać się w całości kunsztowi pisarza, gdyż mamy do czynienia z lekturą, która może być przyswojona przez zatwardziałego fana sci-fi, jak i kilkuletniego dzieciaka, któremu opowiemy jedną z historii jako bajkę na dobranoc.

Prawa robotyki zostały rozbudowane o prawo zerowe, które pojawiło się w Robotach i Imperium, a brzmi ono następująco: 0. A robot may not harm humanity, or, by inaction, allow humanity to come to harm. W ten sposób Asimov otworzył sobie wrota do budowania kolejnych, pozytronowych ścieżek na końcu których czeka nas świat pełen maszyn oraz polityki i ludzkich fobii, które nawet za tysiące lat nie zostaną wyleczone.

Minęło dobrych kilka lat od pojawienia się pierwszego wydania Fundacji oraz Robotów na rodzimym rynku przez Dom wydawniczy Rebis. Po raz kolejny mogę tylko zachwycać się nad wydaniem, jakie pojawiło się w naszych księgarniach. Piękne, twarde oprawy z obwolutami, wysokiej jakości papier i tłumaczenia – to wizytówka Rebisu. Jeszcze większym zaskoczeniem dla mnie było pojawienie się Ja, Robot jako uzupełnienia cyklu składającego się z Pozytronowego Detektywa, Nagiego Słońca, Robotów z Planety Świtu oraz Robotów i Imperium. To niespodzianka, za którą jako wielki fan Asimowa dziękuję po stokroć.