ONA:

Nie wiem, czy to podobny wiek, czy podejście do świata, czy nawet podobny dowcip, z deczka żenujący i niepoprawny, ale Frączyk Maciej, Niekryty Krytyk, człowiek z dupą na brodzie, dociera do mnie bardzo. Mnie to po prostu śmieszy, a przy okazji łapię się na tym, że ja bardzo podobnie postrzegam świat.

W „Disco polo, wiedźmin i gumy kulki” autor rozprawia się z codziennością ówczesnych trzydziestolatków, którzy z nostalgią wspominają swoje młodzieńcze lata, gdy wszystko było po prostu beztroskie, a największym problemem było ciut za dużo zadania na weekend, bo „facetka” ma pewnie okres. Subiektywne zestawienie Frączyka, zawierające takie elementy jak długopis z kilkoma kolorowymi wkładami, Dragon Balla, Gadu-Gadu, Twój weekend i Macarenę, a także wiele innych, sprawia, że w moment zalewa Cię fala wspomnień. To przecież było tak niedawno temu. A tu tymczasem… ja 13 czerwca skończę trzydziestkę… Nie wiem kiedy to przeleciało.

Dowcip, umiejętne obserwowanie świata, dobre riposty i autentyczność. Frączyk zawsze będzie się tym bronił. Jest inny, ale taki sam jak my, dzieciaki z pokolenia ’83-’87, które nie liznęły tej przeklętej komuny zbyt bardzo, ale które nie są też przyrośniętymi do technologii zombiakami. Znamy smak gum kulek, które kupowało się za ostatnie 10 groszy. Znamy skakanie na bombę do jeziora, które śmierdziało zdechłą rybą. Zna wyjadane sąsiadce truskawki i wiśnie, i wie co to było „Łaka maka fą”.

Frączyk, pisz dalej. Umisz to.