ON:

„Demerzel, słyszałeś może kiedyś o człowieku, który nazywa się Hari Seldon?”

Zastanawiam się gdzie teraz bym był, gdyby nie cykl „Fundacja” Isaaca Asimova? Chodzi mi o to, czy nie minąłbym się z sci-fi. Co by było, gdybym będąc w księgarni odłożył z powrotem na półkę wydany przez Dom Wydawniczy Rebis pierwszy tom tej historii. Stała między innymi powieściami, na regale w sklepiku, znajdującym się w podziemiach koło Dworca Centralnego. Było to dobrych kilka lat temu. Nie ukrywam, że wcześniej zakochany byłem w twardej fantastyce, uwielbiałem Cyberpunka, grzebałem się w Steampunku, ale political-fiction pomieszane z historią, bazujące na współczesnej „mitologi” nie zawsze mi podchodziło. Znalazło się kilka powieści potrafiących mnie przyciągnąć na chwilę lub dwie, ale przeważnie kończyło się na jednej, krótkiej przygodzie.

Oczywiście, nie można ujmować wielkości pisarzom, którzy potrafili stworzyć własne uniwersa, złożyć je w całość, unikać pomyłek i trzymać je w ryzach. Jest ich kilku: Cook, Herbert, Card, a z Polaków choćby Grzędowicz. Tyle, że warto pamiętać, iż zbudowanie całego imperium, złożonego na wzajemnych relacjach i hierarchii, nie jest tak proste, jak się to wydaje. Kolejne strony pokazują jak wiele pracy musiał włożyć autor w swoje dzieło, by wszystko miało ręce i nogi. Muszą się zgadać miejsca, wydarzenia i postacie, musi tom pierwszy umiejętnie prowadzić do szóstego. Takie coś udało się Asimovi praktycznie w stu procentach.

Wszystko zaczęło się podczas Zjazdu Dziesięcioletniego na Trantorze, słonecznym świecie Imperium. To tutaj młody matematyk Hari Seldon przedstawia referat, z którego wynika, że wzory psychohistoryczne pozwolą być może w przyszłości przewidywać zachowania dużych zbiorowisk ludzkich. Mówiąc krócej na podstawie danych matematycznych można przewidywać przyszłość.

„Hari Seldon nie wyglądał zbyt imponujaco jak na wielkiego uczonego. Miał trzydzieści dwa lata, podobnie jak imperator Cleon I, lecz był niższy od niego, miał tylko metr siedemdziesiąt trzy. Jego twarz była łagodna i wesoła, włosy ciemnobrązowe, prawie czarne, a ubranie miało prowincjonalny rys.”

Tak właśnie wyglądał matematyk, który za jakiś czas stał się legendarną postacią, można rzec półbogiem. Wszystko przez jego referat. Odczyt, który składał się z ogromnej ilości założeń i hipotez, a nie z twardych faktów, dość szybko zwrócił na naukowca uwagę Imperatora. Młody władca w psychohistoryce zwietrzył szansę na uniknięcie losu swoich poprzedników. Jeśli w jego ręce wpadnie nauka umożliwiająca przepowiadanie przyszłości, to będzie on wstanie uniknąć wielu niemiłych konsekwencji władzy. Mowa tu o takich rzeczach jak zamachy, przewroty, czy po prostu bunt wzburzonej ludności. Niestety, spotkanie władcy Imperium i Seldona nie przeszło po myśli Cleona. Rozczarowany osobą matematyka, jak i jego naukowymi tłumaczeniami, postanawia podzielić się swoimi wątpliwościami z ministrem Eto Demerzelem. Rozmowa ta doprowadza do wniosku, że Hari jest osobą niebezpieczną, a jego wiedza może być wykorzystana przez przeciwników i wrogów Imperium. Tak oto na naukowca został wydany wyrok.

Nim jednak zaczęły się kłopoty Helikończyka, spotyka ona dziennikarza – Chattera Hummina, faceta, który skądś wie co się święci. Ostrzega on Seldona, przed niebezpieczeństwem, jakie go czeka, ten jednak trochę bagatelizuje sprawę do czasu, gdy na jego drodze staje dwóch oprychów. Tutaj zaczynają się naprawdę poważne kłopoty. Zmuszony do ucieczki przemierza prawie cały Trantor, a podczas tej wymuszonej podróży spotyka kilka osób, które są skłonne mu pomóc. Wszyscy bowiem wierzą w to, że młoda teza, teoria, jaka powstała w głowie naukowca będzie miała szansę na przeistoczenie się w poważną naukę, dziedzinę przynoszącą korzyści każdemu z mieszkańców Imperium.

Asimov połączył wiele gatunków literackich. Pomimo tego, że mamy do czynienia ze science-fiction, to zbudowane ono jest na historii znanego nam świata. Są tu początki i koniec imperium rzymskiego, są zamieszki, które pojawiały się w historii naszej planety wiele razy, zamachy, przewroty. Jest wszystko co możemy oglądać na co dzień w telewizji. Jednak podane jest to w sposób niesamowicie smakowity. Mamy analizę społeczeństwa, warstw i kast, mamy dążenie do władzy, korupcję i zepsucie. Tyle, że całość umiejscowiona jest w świecie przyszłości, w ogromnym kosmicznym Imperium, w którym macki Imperatora nie zawsze docierają do każdego zakamarka.

Cykl „Fundacja” to lektura obowiązkowa, klasyka, którą powinien przeczytać każdy wielbiciel sci-fi.