ONA:
Podeszłam do tego festiwalu z ogromną ilością pozytywnych emocji. To był mój pierwszy festiwal filmowy, na którym dumnie nosiłam akredytację z napisem „Media”, był w moim ukochanym Cieszynie – w mieście, w którym spędziłam 8 lat (czyli jakąś 1/3 mojego życia) i obejrzałam na nim kilka filmów, które jakiś tam sposób wpłynęły na mnie. Co prawda kino „młode” nie jest moim faworytem, bo po prostu nie za bardzo go rozumiem, ale majówka z „Kinem na granicy/hranici” to był strzał w dziesiątkę.
Nie mam zamiaru rozpisywać się o tym wszystkim, co podkreślają „przyjezdni” – ja Cieszyn znam jak własną kieszeń, mam tu ulubione restauracje, kawiarnie, wiem gdzie parkować, gdzie są skróty, gdzie kupić najtańszą studentską. Wiem nawet gdzie można się upalić. Nie mogę natomiast powiedzieć niczego o „zapleczu”, czyli miejscach noclegowych i drogach komunikacyjnych, bo ja wsiadam w moją Corsiarkę i po 20 minutach jestem na Rynku w Cieszynie.
Natomiast mam zamiar rozpisać się więcej o samym festiwalu. I szczerze powiedziawszy – nie mam się czego przyczepić.
To wydarzenie jest małe, chociaż jak na Cieszyn – i tak ogromne. Trudno wymagać od organizatorów, żeby ściągnęli całą śmietankę polskiej sceny filmowej, ale i tak nie było źle. Miałam okazję zobaczyć filmy, na które nie poszłabym do kina „ot tak”. Prędzej czekałabym na telewizyjne premiery, ew. na DVD. A tak mogłam oddać się emocjom w ciemnych salach kinowych, czy w teatrze. Obejrzeliśmy wiele filmów, ale na blogu pojawiły się recenzje tylko tych, po których najbardziej dyskutowaliśmy w samochodzie, w drodze powrotnej. I mimo tego, że o kilku wypowiedzieliśmy się negatywnie – taki gust, to i tak mamy świadomość, że zobaczyliśmy kawałek sztuki, kultury, czegoś wręcz mistycznego i twórcom należy się szacunek za opowiedzenie danych historii.
Organizacyjnie jestem naprawdę zachwycona. Nie miałam ani razu problemu z miejscem, ze zdążeniem na czas na jakiś seans, a to, że czasami było trzeba postać w kolejce – cóż, trudno. Jeśli faktycznie chcesz iść na festiwal po to, by obejrzeć sporo filmów, potrzebna jest organizacja czasu. Wtedy, z listy pozycji, które chcesz obejrzeć, możesz sobie spokojnie i swobodnie skreślać kolejne, bez ryzyka, że gdzieś nie zdążysz. Poza tym, to Cieszyn – tu może i faktycznie zawsze jest pod górkę, ew. w drogę jednokierunkową, ale dojście z jednego miejsca do drugiego nie zajmuje więcej niż 10 minut.
Zestaw „gadżetów”, które dostaliśmy, był bardzo zadowalający. Plastikowe akredytacje ze zdjęciami, katalog z opisami i mała książeczka z podstawowymi informacjami – super. Bardzo przydatna rzecz. Filmów było tak akurat. My w ciągu Festiwalu normalnie pracowaliśmy, więc sporo nas ominęło, ale i tak z samego repertuaru byliśmy bardzo zadowoleni. Z organizatorami można było się kontaktować za pomocą maila i fejsa – to sprawdziliśmy i świetnie działały smsy, którymi informowano o zmianach i o dalszych planach, jak również o promocjach w różnych miejscach. Czy coś bym dodała? Ktoś podczas spotkania zamykającego Festiwal powiedział, że przydałyby się warsztaty – tak, to prawda. Chętnie bym sama uczestniczyła w nich, ale kto wie – może za rok…
Mam nadzieję, że od 28 kwietnia do 3 maja 2016 roku też będę mogła uczestniczyć w 18. edycji Festiwalu Kino na granicy/hranici.
Jeśli chcecie poczytać nasze recenzje, odsyłam Was tu:
„Jeziorak”, „Pani z przedszkola”, „Heavy mental”, „Carte blanche”, „Obywatel”, „Małe stłuczki”, „Fotograf”.