Kurt Vonnegut Galapagos recenzja
Vonnegut stał się pisarzem ważnym, może i jednym z najważniejszych twórców XX wieku. Jego powieści pod przykrywką sci-fi przemycały krytykę ludzkich zachowań, rządów, krytykę konsumpcjonizmu i władzy. W filmie „Footloose” w małej amerykańskiej mieścinie pastor chce nawet zakazać książki „Rzeźnia numer pięć”, bowiem sieje ona zgorszenie. Właśnie na rynku pojawiła się wznowione „Galapagos”, które jest kolejną ciekawą pozycją w dorobku autora.
Ludzie ryby
Narratorem tejże historii jest duch Leona Trouta, żołnierza, który brał udział w walkach w Wietnamie, a następnie zdezerterował. Jego podróż kończy się, gdy ginie podczas wypadku w stoczni. To on oprowadza nas po Ziemi, która po 1986 roku zaczęła się zmieniać. Zaczyna się jak zwykle od kryzysu ekonomicznego, następnie pojawia się wirus bezpłodności i zaczynamy wymierać. Na nasze szczęście lub może nieszczęście przypadkowa garstka ludzi, która brała udział Przyrodniczej Wyprawie Stulecia na wyspy Galapagos stała się ogniwem, które pozwoliło nam przetrwać. Leon towarzyszy nam podczas całej historii i pokazuje zmiany. Pokazuje, jak ludzie z ewoluowali, by stać się foko podobnymi stworzeniami, które żyją w miejscu, gdzie podobno powstała ludzkość. Koło się zatacza, tam gdzie narodzili się Adam i Ewa, tam my będziemy umierać. Tutaj widać, że Vonnegut bierze się trochę za bary z teorią ewolucji Darwina.
I chociaż możemy powiedzieć, że książka opowiada o końcu naszego świata, że jest to science fiction pokazujące zmiany i snujące jakąś teorię na temat tego, jak kiedyś będziemy wyglądać i żyć, to jednak przede wszystkim jest to satyra na nasz świat.
Połączenie gatunków
To co Vonnegutowi wychodzi najlepiej to mieszanie gatunków i wyławianie z tej jego zupy smakowitych kąsków. Abstrakcja, surrealizm, sci-fi, to wszystko się wzajemnie przeplata i tworzy nietypową opowieść. Książka jest swoistą utopią, która śmieje się z nas, jako społeczeństwa. Ten śmiech jest jednak ukryty, zawoalowany, co sprawia, że „Galapagos” może być rozkładany na wiele warstw. Sami będziemy sobie winni, bowiem naszym zachowaniem dążymy do autodestrukcji, która jest nam pisana. Najgorsze jest to, że autor pokazuje, iż będziemy cieszyć się z tego aktu samookaleczenia i samozniszczenia. Nasz narrator prowadząc nas przez historię wymierającej ludzkości, nie powstrzymuje się przed kąśliwym komentarzem, niejednokrotnie piętnując nasze zachowanie.
„Galapagos” to może nie najlepsza książka Vonneguta, ale na pewno jedna z tych, które należy przeczytać i które do kanonu sci-fi się zaliczają. Na uwagę zasługuje też nowe, fantastyczne wydanie serii jego książek, które nam serwuje Wydawnictwo Zysk i S-ka. Książkę można kupić w bardzo dobrej cenie w księgarni Tania książka. Wśród nowości znajdują się tam jeszcze inne tytuły, które otrzymaliśmy do recenzji. Już jutro publikacja recenzji „Festiwalu Strachu” Mastertona, za dwa dni rozłożymy na łopatki inną utopię, tym razem „Gdzie dawniej śpiewał ptak”.