Nam się ciągle wydaje, że wojna, to była – ostatnia skończyła się w 1945 rok. Ewentualnie jakaś tam forma wojny jest, bo przecież ci terroryści, ISIS, zamachy, tęcze malowane na chodnikach. Coś tam się dzieje na Wschodzie. Ale co? Nieważne.
Natalie C. Anderson – Miasto świętych i złodziei – recenzja
A te wszystkie kraje, które są bez przerwy w stanie wojny? Te, w których bratobójczo walczą ze sobą pokrewne nacje. Te, gdzie ludzie są krzywdzeni i prześladowani z powodu narodowości, wiary, płci, orientacji seksualnej…
Gdybyśmy zaczęli kolorować na czarno wszystkie miejsca, w których dzieje się “wojna”, Afryka po raz kolejny mogłaby być nazwana Czarnym Lądem.
Gwałty, okaleczenia, miliony sierot, misja chrześcijańska, która często robi więcej złego, niż dobrego (porównajcie mapy gdzie misjonarzy jest najwięcej i gdzie są największe skupiska AIDS), dzieciaki z karabinami, które nie potrafią napisać swojego imienia, ale bez pardonu – są wychowywani na żołnierzy, bo komuś tam się zamarzy podbić inne plemię. I w tym wszystkim kobiety. Jeśli nie zostały zgwałcone w wieku dziecięcym, to są szczęściarami. Jeśli nie zostały okaleczone – bo przecież łechtaczka to siedlisko szatana, to są szczęściarami. Jeśli potrafią coś przeczytać, podpisać się, mają chociażby dostęp do wody pitnej, nie zżera ich pandemia AIDS lub innej, paskudnej choroby – są szczęściarami.
My, tymczasem, ciągle widzimy w Afryce tylko miejsca, w których można spędzić świetne wakacje. Pokarmić żyrafy, obejrzeć słonie, wiejskie kobiety, które robią koraliki i wisiorki, jakieś naczynia z gliny.
Natalie C. Anderson swoją książkę opisuje słowami “Im więcej widzisz, tym mniej wiesz” . Cała historia dzieje się w sercu Afryki, gdzie główne bohaterki uciekają z Zachodu na Wschód. Matka i córka porzucają Kongo i zmierzają do Kenii, gdzie mają zacząć nowe, lepsze, spokojniejsze życie. Niestety. Jedna z nich umiera. Oczywiście – w bardzo niewyjaśnionych okolicznościach.
W świecie, w którym okradanie można nazywać pracą, a najbardziej szanowana rodzina zdobywa środki korupcją i kolejnymi przestępstwami – nic nie jest proste i oczywiste.
Jedno jest pewne: prawda o śmierci najbliższej osoby musi zostać wyjaśniona.
Dobrze się to czyta. Książka jest tak skonstruowana, że każdy kolejny element tej historii, wkręca Cię. Poza tym, nie ma tu idealnego podziału na dobre i złe, więc czytelnik musi sam dojść do tego, które wydarzenia, którzy bohaterowie należą do tych grup. I czy czasem wszystkiego nie spowija szarość.