„Nevermind” to gra, którą ciężko zaszufladkować do jednego gatunku. Niby mamy do czynienia z przygodówką, w której nie brak elementów horroru, ale tak naprawdę najważniejszą częścią tej produkcji jest sam scenariusz, a dokładniej – kilka opowieści skupiających się na lękach, strachach i przeżyciach osób, które mają problemy ze zdrowiem psychicznym.
Nevermind – recenzja
Gra ta zaczynała swój żywot jako projekt studentów, którzy mieli kontakt z osobami zaburzonymi psychiczne. W okresie produkcji wielokrotnie wspominano, że tytuł ten będzie jeszcze trudniejszy i straszniejszy, ponieważ gra będzie reagowała na emocje osoby, która toczy rozgrywkę. Dlatego podczas testów wykorzystywano aparaturę do pomiaru akcji serca. W przypadku gry na platformie PC oraz komputerach Mac, opcja biofeedback jest dostępna i maja na nią wpływ emocje grającej osoby.
W „Nevermind” wcielamy się w postać lekarza zajmującego się neuromapowaniem chorych mentalnie osób. Neuromaping polega na zagłębieniu się w psychikę cierpiącej osoby, pozbieraniu wspomnień i zdarzeń, a potem ułożeniu ich w całość. Jak można sobie wyobrazić, pacjenci nie mają zbyt wesołych wspomnień, a obrazy w ich głowach nie należą do najpiękniejszych. Zależnie do badanego obiektu, mamy inną historię, inne okoliczności powstania choroby itd. Opowieści zaserwowane przez ekipę Flying Mollusk mają dreszczyk, ale czy są horrorem? Ciężko mi powiedzieć. Bardziej przypominają one klasyczne opowieści Edgara Alana Poe przedstawione oczami Rogera Cormana. Nie znajdziemy tu więc strachów, które wyskoczą zza rogu, nie podskoczymy, bo coś na nas spadnie. Strach, który nam towarzyszy, pokazany jest na innej płaszczyźnie. Największe demony żyją w naszych głowach i to ich przyjdzie się nam bać. Rodzą się one na wskutek różnych przeżyć i przybierają dziwaczne formy.
Pod względem graficznym, „Nevermind” nie jest wyjątkowa. Czasami zdarzają się jej też małe bugi, które nie przeszkadzają w grze, ale wyglądają śmiesznie lub dziwacznie. Nałożony na obraz wspomnień filtr przypomina czasem stary film, zabrudzony i zniekształcony. To wszystko składa się na spójny, ale nie do końca straszny obraz. Nie ukrywam, że raz zdarzyło mi się lekko podskoczyć, nie spodziewałem się bowiem zdarzenia, które nastąpiło w kościele, ale – poza tym – raczej traktowałem tę grę jako wymagający ode mnie interakcji storytelling.
Muzycznie jest dobrze, ścieżka dźwiękowa nadaje klimat całej produkcji. Jest ciężko i mrocznie, tu nie znajdujemy miejsca na „wesołą”, skoczną muzykę. Nawet scena w lunaparku nie daje nam chwili na odrobinę radości.
„Nevermind” to produkcja, która zachwyci wszystkich lubiących zagłębianie ludzkiej psychiki, to tytuł dla osób lubiących narastający niepokój i nietypowe historie. Na pewno podejdzie on wszystkim, którzy zakochali się w „Dear Esther”, czy też „Everybody’s Gone to the Rapture”. Nie jest to może ten sam poziom, ale warto poświęcić tej grze trochę czasu.