ONA:
Maraton filmów z cyklu „Oszukać przeznaczenie” odwlekałam trochę dlatego, że bałam się, że nas po prostu zmęczy szablon. Bo ileż można?!
Co się okazało – można, do skutku. 3 części połknęliśmy w jeden wieczór, a dwie kolejne, ot tak – pod pracę. Czy może być coś równie stymulującego kreatywność, jak finezyjne metody uśmiercania bohaterów? Mozart i koledzy się chowają!
Piąta i póki co ostatnia część FD to prawdziwa petarda i wisienka na torcie. To właśnie ona i ta, od której wszystko się zaczęło, są moimi ulubionymi. I co ciekawe – mają one sporo wspólnego. Tak wiecie – jeszcze więcej wspólnego, niż inne epizody.
Zatem mieliśmy: katastrofę lotniczą i drogową, wypadek na rollercoasterze i na torze wyścigowym. Ostatnia część to rozpierdol na moście. Ale po kolei. Sam i jego znajomi podróżują wspólnie autobusem. W takiej zbieraninie osób jest każdy możliwy typ. Jest wredny, gderliwy szef, trochę za bardzo zakochana dziewczyna, jest para, która się sypie, są przyjaciele. Stojąc w korku główny bohater doświadcza wizji: wkrótce cała konstrukcja pierdolnie z impetem, zabijając ogromne ilości ludzi, w tym i jego oraz znajomych. Postanawia uciec z mostu, zanim się zawali. Za nim biegnie kilka innych osób, a potem cała budowla ląduje w wodzie, łącznie z autami i z ludźmi.
Oczywiście, nie byłoby to „Oszukać przeznaczenie”, gdyby nagle wszyscy ocaleni nie zaczęli w ciekawych okolicznościach padać jak muchy. Zaczyna Candice – utalentowana gimnastyczka, która podczas treningu niezbyt szczęśliwie ląduje na macie, łamiąc przy tym wiele kości i przede wszystkim łamiąc sobie kark. Następny był Isaac – ten to długo walczył ze śmiercią, która rozwiązała problem przy pomocy ciężkiego posążku Buddy, który wylądował na głowie bohatera, robiąc z niej mielone. Zostało jeszcze kilka osób. Co powiecie na laserową korekcję wzroku?
Wiecie, dlaczego zakochałam się w tej części? Z powodu zakończenia. Mogłam się spodziewać pewnych rzeczy, ale nie przewidziałam właśnie tego, jak twórcy postanowią zamknąć całą opowieść. Czy jeszcze kiedyś powstanie jakaś część? Myślę, że nie. Ale nie dlatego, że to wszystko jest słabe, tylko dlatego, że perfekcyjnie się kończy.
ON:
Cztery lata temu w kinach pojawiła się 5 część filmu „Final Destination” itym razem już obowiązkowo dołożone zostały do niej efekty 3D, ale poza tym małymi technologicznymi zmianami – nie zmieniło się nic. Znów oklepany scenariusz, znów przewidywalny ciąg zdarzeń, ale mnie nie przeszkadza to w świetnej zabawie. Szczególnie, jeśli lubicie krwawe kino grozy.
„Final Destination 5” bardzo zgrabnie połączyło wątki pomiędzy częścią pierwszą i piątą. Zamknięcie serii w ten sposób z jednej strony nie daje nadziei na kolejne części, ale z drugiej wszystkie wątki wzajemnie się przeplatają tworząc ciekawy wzór. Nie jest to intryga na nie wiadomo jaką skalę, ale po seansie uśmiechami się sami do siebie, bowiem jesteśmy zadowoleni z roboty, jaką zrobił scenarzysta Eric Heisserer oraz reżyser Steven Quale. Dla mnie – osoby, która bardzo lubi FD, jest to najlepsza część. Oczywiście nie może zabraknąć schematu. Tym razem poznajemy młodych ludzi, którzy jadą na „firmową” wycieczkę. Wszystko idzie zgodnie z planem, aż do momentu, gdy autobus wjeżdża na remontowany most. W tej chwili zaczynają się dziwne rzeczy, drobne znaki, które mówią, że życie pasażerów jest zagrożone. Główny bohater – Sam wpada w panikę i wyciąga z pojazdu swoją ukochaną oraz kilku znajomych. Jak możecie się domyślić zmienia to plany losu, a oni od tej chwili narażeni będą na zagrożenie, którego się nawet nie spodziewają.
Oglądając film zastanawiamy się, co można jeszcze wymyślić, jak bardzo drastycznie uśmiercić niewinnych młodych ludzi. Szybko pojawią się osoby, którym będziemy dopingować bowiem, wzbudzają naszą sympatię.
„Final Destination 5” jest taką wisienką na torcie całej serii. I trochę się kręci łezka w oku, dlaczego nikt nie zdecydował się stworzyć jakiegoś pre-sequela lub jak się to nazywa, aby raz jeszcze można było oszukać przeznaczenie. Chociaż seria ta ma swoje lata, to nie zestarzała się i pomimo leciwego wieku nadal trzyma niezły poziom. Jak na kino tego gatunku, to naprawdę nieźle. Ja polecam z czystym sumieniem.