Recenzja gry – Moonlighter
Chyba żadna gra nie może obejść się bez sprzedawców. Niezależnie od tego, czy jest to RPG, czy tytuł zręcznościowy, a nawet jakaś bijatyka, zawsze pojawi się ktoś, kto będzie chciał nam sprzedać lepszy sprzęt, czy też pomóc za kasę rozwinąć statystyki postaci. W „Darksiders” był Vulgrim, w „Bayonettcie” Rodin, a w „Fable” czy „FFXV” na każdym kroku znajdziemy NPC-a, którzy będzie miał dla nas jakieś dobroci. A czy zastanawialiście się kiedyś, skąd mają oni, to znaczy ci sprzedawcy, cały ten sprzęt, którym handlują? Właśnie na to pytanie odpowiada studio Digital Sun w grze „Moonlighter”.
Historia pewnego sklepiku
W niewielkiej miejscowości Rynoka stoi sobie sklepik o nazwie Moonlighter. Zarządza nim Will, który go odziedziczył. Sprzedawca jednak nie zawsze był rad z tej sytuacji. No bo czy życie sklepikarza nie jest nudne? Może tak, jeśli sprzedajemy rzepę i kabanosy. W sklepie naszego bohatera znajdziemy zupełnie inne rzeczy, skarby, których potrzebuje każdy bohater. Dzieje się tak dlatego, że miejscowość graniczy z tajemniczymi lochami i to właśnie w nich można znaleźć wyjątkowe i drogie przedmioty. Jak to jednak w życiu bywa, nie są one porozrzucane po komnatach, a pilnowane są przez hordy potworów.
Will wpada na pomysł, że za dnia będzie spokojnym sklepikarzem, a w nocy zacznie eksplorować korytarze podziemnych lochów, by znaleźć jak najlepsze przedmioty dla niego i dla jego klientów. I tak oto otrzymujemy prostego hack&slasha w stylu roguelike połączonego z aspektem ekonomicznym, gdyż główną siłą napędową naszych działań jest po prostu chęć wzbogacenia się. Nie ma tutaj jednego, złego bossa, demonów, które porwały nam rodzinę, nie chcemy też ocalić świata przed zagładą.
Chciwość
Można powiedzieć, że to dzięki niej schodzimy niżej i niżej w podziemia. Wszystko wydaje się bardzo proste i przejrzyste. W nocy zabieramy plecak, odwiedzamy lochy i nawalamy we wszystkich i wszystko, by zebrać jak najwięcej fantów. Problem jest jednak jeden. To, jak daleko się posuniemy, zależy od tego, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani, ponieważ nasza śmierć sprawia, że tracimy cały plecak i zostajemy z pięcioma przedmiotami, które mamy bezpośrednio przy sobie. Oznacza to, że czasami lepiej nie wchodzić do kolejnego pomieszczenia, a jedynie zebrać fanty i wracać na górę, by opchnąć je klientom.
Do zwiedzenia mamy pięć różnych lochów, w każdym są po trzy poziomy, a na ostatnim jakiś boss do rozwalenia. Ponieważ lochy generowane są losowo, bardzo niewielka jest szansa na to, że trafimy na podobny ich układ. Dodatkowo każdy zamieszkiwany jest przez innych mieszkańców, którzy raczej nie będą nam ułatwiać życia. Demony i stwory mają różną taktykę walki i nie ciaćkają się z nami.
Awans
Wiadomo, że bez wzmocnienia naszego bohatera nic nie zdziałamy. Dlatego musimy od czasu do czasu kupić mu lepszy sprzęt. Nie ma tutaj takiego typowego levelowania, jak w standardowym RPG. Will po prostu dostaje od nas lepszy pancerz, broń itd. Każda rzecz jest droga, ale warta swojej ceny. Dodatkowo możemy też rozbudowywać nasz sklepik – zwiększyć jego powierzchnię, czy też przyozdobić różnymi rzeczami, które wpłyną pozytywnie na jego wizerunek w oczach kupujących. Nie można zapomnieć też o tym, że za kasę możemy też zaprosić do naszego miasteczka kowala czy też innych specjalistów, którzy będą mieli wpływ na atrakcyjność miasta, przez co zwiększy się liczba odwiedzających nasz przybytek.
Moonlighter jest tytułem, który nawiązuje do klasyki. Mamy tutaj odpowiednią muzykę, która przypomina mi trochę ścieżkę z „LBA”, mamy piksele i pięknie z nich ułożone lokalizacje. Dodatkowo całość jest bardzo przejrzysta i pomimo dużej liczby okienek i funkcji ciężko się pogubić. Choć całości brakuje też trochę głębszej fabuły, to i tak świetnie się biega po podziemiach i zbiera skarby, które potem można sprzedać. Gra warta swojej ceny.