The Last of Us II – recenzja
Przeszło 50 godzin zajęło mi ogranie The Last of Us II. NIe zrobiłem wszystkich trofeów, to jeszcze przede mną. Mogę powiedzieć, że lokacje przeszukałem dokładnie, trupów za sobą pozostawiłem wiele i kilka razy zdarzyło mi się umrzeć. Grałem na średnim poziomie trudności, bo jednak chciałem mieć trochę frajdy, a nie wkurzać się, że ginę co 10 min. Jedno, co mogę powiedzieć o tej przygodzie, że była intensywna, krwawa, ale i męcząca. Dlaczego? O tym poniżej.
Coś wisi w powietrzu
Jeśli ktoś jeszcze nie grał w pierwszą część The Last of Us, to nie musi się obawiać, nie zdradzę zakończenia. Powiem tylko, że druga część zaczyna się 5 lat później. Od samego początku widać i czuć, że coś wisi w powietrzu. Atmosfera jest ciężka jak stary kożuch powieszony na strychu. Nie ukrywam, że już po kilkunastu pierwszych minutach wyczekiwałem, aż coś pierdolnie, ale twórcy nie dawali mi wytchnienia. Dwie godziny rozgrywki minęły mi, jak z bicza strzelił. a podczas nich możemy zapoznać się z mechaniką, poznać główne postaci tego dramatu i pokierować nie tylko Ellie.
Już ten początek ma w sobie kilka takich scen, poprowadzonych po mistrzowsku, bardzo kinowo, brutalnie i odważnie. Świetnie swoją rolę odgrywa tutaj horda zarażonych, która nieraz przypominała mi tą z The Days Gone. Dużo tutaj też retrospekcji i porozrzucanych fragmentów historii, które wydają się do siebie nie pasować, jednakże im dalej posuniemy się w naszej podróży, tym więcej z nich się układa w całość.
Mistrzowskie budowanie napięcia
W grach komputerowych, podobnie jak w filmach istnieje krzywa pokazująca odpowiednie natężenie elementów akcji i tych spokojnych, gdzie odpoczywamy od szaleństw na ekranie. Ma ona kształt sinusoidy, która powinna się lekko unosić, stopniując nam doznania i prowadząc do wybuchowego finału i ostatecznie zamknięcia opowieści. I tutaj jest podobnie. Jest spokojnie, potem dup, znów spokojnie, jeb, itd. Faktycznie prowadzeni jesteśmy do samego końca w ten właśnie sposób, jednakże koniec mógł być odrobinę krótszy, a niektóre „twisty” mniej oczywiste, ale to są drobiazgi, które nie wpływają na to, że The Last of Us II jest grą wyjątkową.
Gra drogi, ale nie do końca
Chociaż nasza bohaterka musi rozpocząć podróż, to jednak nie mamy tutaj do czynienia z typową grą drogi, do celu docieramy dość szybko, chociaż mamy możliwość odrywania docelowego miasta na początku, to później jest praktycznie liniowo. Nie mówię, że to źle, jednakże przejście gry po raz drugi nie da nam zbyt wiele nowych doznań, chociaż pewnie wiele osób przegapi masę sekretów i znajdziek. Dają one wiele satysfakcji, a co najważniejsze dają możliwość zapoznania się z historią otaczającego nas świata. Niektóre notatki są naprawdę bardzo emocjonalne i mogą chwycić za serce.
Wśród tych ruin cywilizacji stoi nasza Ellie, która przez pewną część wydarzeń musi przebrnąć sama, a czasami wraz z towarzyszami. Nie ukrywam, że sposób poprowadzenia opowieści ma tutaj bardzo duże znaczenie. I tak z jednej strony to duży plus, z drugiej niesamowity minus. Wszystko przez retrospekcje, które służą do wprowadzenia nas w akcje, a jednocześnie stały się jej spowalniaczem. Czasami historia gna na łeb na szyję, by następnie przez 30 min raczyć nas spacerkiem po muzeum.
Ale okej, wiem jaki był zamysł. Jak już jesteśmy przy tych spacerkach. The Last of Us II raczy nas easter eggami, które czasami nawiązują do innych gier Sony, a czasem do wydarzeń z poprzedniej części. Jest ich trochę, na chwilę obecną coś około 25 znalezionych, ale pewnie będzie więcej.
Microsoft jednak tak nie potrafi
Co by nie mówić, Sony przeskakuje pewną granicę, której Microsoftowi się ostatnio nie udaje. Ekskluzywne gry na PS4 są naprawdę interesujące, wyjątkowe i śliczne. Mało to miejsce w przypadku Uncharted, Spidermana, The Days Gone. Tą samą drogą idzie The Last of Us II. Ta gra jest po prostu mega ładna, nawet jak na tak brzydki świat, który nas otacza. Jest kilka lokacji, które robią niesamowite wrażenie. Jest to na przykład park, czy też opuszczona autostrada, ale podróż podniebnymi ścieżkami pomiędzy budynkami też potrafi zachwycić. Graficznie gra po prostu wymiata. Całość dopełnia świetne udźwiękowienie oraz ścieżka dźwiękowa, którą po raz kolejny odpowiada Gustavo Santaolalla. Mamy więc do czynienia z gitarową piękną perełką, która broni się sama, nawet jeśli chcemy posłuchać OST jako muzyki tła, na przykład do pracy. Bajka.
Piękny koniec generacji
Co wiele mówić The Last of Us II, jest grą dojrzałą opowiadającą o emocjach, które miejmy nadzieję, nigdy nie będą nam towarzyszyć. To tytuł brutalny pełen goryczy, smutku i straconych szans. To taka prywatna droga do odkupienia każdego z bohaterów, którego przyjdzie nam poznać. To także gra bardzo smutna, cholernie dorosła i niedająca nam wiele wyborów.
Przed premierą było o niej głośno, wiele osób krytykowało ten tytuł, gracze pokusili się nawet na grożenie jednej z aktorek śmiercią. Takie wydarzenia nie powinny mieć miejsca, musimy odróżniać fikcję od rzeczywistości, bowiem tylko wtedy możemy w 100% cieszyć się z rozrywki, jaką zaoferowało nam Sony.
Czy odpalić The Last of Us II bez znajomości części 1? Tak, ale tylko jako całość gry dają wyjątkowe i kompletne doświadczenia, których oczekujemy. Dla mnie tytuł ten pięknie zamyka kolejną generację konsol.