ON:

Przechodząc obok półki z grami w pierwszym lepszym sklepie „growym”, raczej nie zwróciłbym uwagi na „The Book of Unwritten Tales”. Powodem jest okładka. To chyba jedyna rzecz, za którą mogę wystawić minusa. Dlaczego? Bo jest ona nijaka. Na szczęście reszta jest wprost perfekcyjna. Jeśli ktoś uwielbia przygodówki typu „Point and click”, to na pewno musi zagrać w ten tytuł. Sami twórcy przyznają się do tego, że ich gra „jest hołdem” dla „The secret of the Monkey Island”, czy „The day of the tentacle” – genialnych, wręcz kultowych gier przygodowych, wydanych przez Lucasarts wiele lat temu. 

Można powiedzieć, że mamy do czynienia z „Monty Pythonem” i  Terrym Pratchettem w jednym. Spowodowane jest to ilością absurdalnego wręcz humoru, który nawiązuje do szeroko rozumianej popkultury. Odnośników do znanych serii, książkowych czy filmowych, możemy znaleźć tu na kopy. Siadając przed ekranem komputera spodziewałem się zupełnie czegoś innego, wiedziałem, że „The Book of Unwritten Tales” będzie grą śmieszną, ale nie domyślałem się, że aż do granic absurdu. To dobrze, po kilkunastogodzinnej dniówce bardzo miło było wyłączyć na chwilę mózg.

Cała historia zaczyna się od tego, że w baśniowym świecie, nad którym wiszą wojenne chmury, archeolog Mortimer MacGuffin podczas swoich badań odnajduje artefakt o nieograniczonej mocy. Kto go posiada może kierować losami całych narodów i krain. Można powiedzieć, że jest to broń masowej zagłady, która aż się prosi o to, aby wpaść w niepowołane ręce. Bardzo szybko dowiemy się, że skarb będzie chciała zdobyć „Armia Cieni”. Jak by ktoś nie wiedział to są Ci źli. Graczowi przyjdzie zaś wcielić się w czterech bohaterów, mających uniemożliwienie tego planu. Będziemy mogli kierować elfką, człowiekiem oraz gnomem, a w pewnym momencie do grupy dołączy stwór, przypominający postać z „Muppetów”. Każdy z nich posiada inną osobowość oraz umiejętności, przez co wielokrotnie staniemy przed wyborem, którą zagadkę jaki bohater najłatwiej rozwiąże. Nie chcę rozpisywać się nad fabułą, gdyż w przypadku przygodówek napisanie zbyt wiele może zepsuć całą zabawę innym grającym. Ogólnie, zaczyna się strasznie, a później jest coraz to straszniej i śmieszniej jednocześnie.

Przyznam, że po okładce polskiego wydania bałem się co mnie czeka, gdy odpalę grę. I jakież ogromne było moje zdziwienie gdy okazało się, że tak ślicznej prerenderowanej grafiki dawno nie widziałem. Jest kolorowo, ale tak pozytywnie kolorowo. Dodatkowo, całość okraszona jest naprawdę, pasującą do klimatu muzyką, której nie powstydziłby się dobry film fantasy. W naszym kraju „The Book of Unwritten Tales” została wydana w kinowej polskiej wersji językowej, co jest rewelacyjnym posunięciem. Sama polonizacja zaś jest na dobrym poziomie. Warto jeszcze wspomnieć o wydaniu kolekcjonerskim, które nie jest może przesadnie wypasione, w porównaniu z innymi EK dostępnymi na rynku. Jej zawartość to: ilustrowany przewodnik „The making of”, czyli artbook, dwie pocztówki oraz dodatkowa płyta ze ścieżką dźwiękową z gry. Na płycie znajdziecie także film „The making of”, który pokazuje proces powstawania gry.

Reasumując: „The Book of Unwritten Tales” jest jednym z najlepszych tytułów przygodowych ostatnich lat. Oczywiście największą zabawę będą mieć wielbiciele gier „ze starej szkoły” oraz Ci, którzy dużo czytają, oglądają i grają. Dzięki temu wyłapią najwięcej smaczków, które ukryli przed nami twórcy. Ponieważ na Marudzeniu nie mamy skali ocen, to po prostu napiszę jak przy innych dobrych tytułach. Warto!

Wydawca: IQ Publishing
Producent: Nordic Games
Data wydania PL: 16 X 2012
Strona oficjalna
Wymagania: Windows XP/Vista/7; Procesor: Pentium 2 GHz (zalecany 3 GHz); RAM 1 GB pod XP, 2 GB pod Vista/7 (zalecane 4 GB); Dysk twardy: 6 GB wolnego miejsca; Karta graficzna: 128 MB pamięci (zalecane 256 MB), kompatybilna z DirectX 9c, z obsługą PixelShader 2.0; Karta dźwiękowa: zgodna z DirectX 9c; Napęd DVD-ROM