ON:

W universum Marvela jest jedna postać, którą uwielbiałem od pierwszej historii w jakiej się pojawiła. W latach 90-tych zbierałem polskie wydanie Punishera i pamiętam mój pierwszy zeszyt, w którym Frank napitalał się z kłusownikami w Afryce, a koniec końców dochodzi do konfrontacji pomiędzy nim i Rosomakiem. Tak oto poznałem Wolverine’a. Szorstkiego, ostrego, nieśmiertelnego wręcz twardziela, którego kości zrobione są z adamantium. Uzbrojony w parę szponów staje się śmiertelnie groźnym przeciwnikiem.

Historia Logana nie jest usłana różami. Wyprodukowany w wojskowych laboratoriach był bardziej bestią niż człowiekiem. W końcu ucieka, przy okazji wyrzynając dużą część pilnującej go ekipy. Tak naprawdę facet został tak zezwierzęcony, że nie ma się dziwić, że tak skończyła się historia jego ponownych narodzin. Jego moce są wyjątkowe. Dzięki adamantium jego kości są praktycznie nie do złamania, a organizm regeneruje się w zastraszającym tempie. Staje się bronią, którą ciężko zatrzymać i zabić.

Wersji jak narodził się Logan znajdziemy kilka i pomimo że potrafią być różne, mają wiele wspólnych elementów. W filmowych opowieściach o X-menach w postać Rosomaka wcielił się Hugh Jackman i chyba nie ma aktora, który lepiej pasowałby do tej roli. Z jednej strony twardziel, z drugiej facet, który potrafi rozpaczać po stracie ukochanej. Gdy w 2009 roku pojawia się pełnometrażowe dzieło skupiające się na samym Wolverine, byłem pozytywnie zaskoczony i pomimo że to bajeczka, pełna niemożliwych akrobacji, to oglądało się ją nad wyraz dobrze. Gdy w 2013 roku pojawiła się kolejna produkcja o śmiercionośnym mutancie, miałem pewne wątpliwości, co do tego dzieła. Trochę się pomyliłem, ale tylko trochę.

Akcję filmu umiejscowiono w Japonii, gdzie Wolverine siedział podczas II Wojny Światowej w obozie dla żołnierzy. Jako jednostka ekstremalnie niebezpieczna, oczywiście siedzi w karcerze. Traf chce, że jest ’45 rok, a na japońskie miasto spada jedna z dwóch bomb zrzuconych na Wyspy. Podczas tego ataku Logan ratuje życie jednego z dozorców więzienia – Yashidy, robi to dlatego, że Japończyk wielokrotnie okazywał szacunek pojmanym Amerykanom, nie katował ich i nie znęcał. Mijają lata. Logan nie może pogodzić się ze stratą ukochanych mu osób i błądzi gdzieś po bezdrożach Ameryki.  W takim miejscu znajduje go Yukio. Dziewczyna odszukuje bohatera na polecanie umierającego ze starości Yashidy. Prosi on, aby jego wybawca z czasów wojny spotkał się z nim przed jego odejściem. Po dłuższej namowie Rosomak zgadza się spełnić prośbę umierającego starca. Na miejscu okazuje się jednak, że powód jego podróży był inny niż faktycznie mu powiedziano, a starzec przestał być tym, kim kiedyś był.

„The Wolverine” jest filmem bardzo przeciętnym. To obraz skierowany dla naprawdę wiernych fanów serii, osób, które przymkną oko na głupoty, niedociągnięcia i luki w scenariuszu. Nadal jest efekciarsko, ale to za mało, aby zainteresować przeciętnego widza tematem. Szkoda, bowiem to mogła być naprawdę świetna historia.