ONA:

O tym, jak bardzo filmy potrafią zakorzenić się w umyśle człowieka, świadczą na przykład cytaty, których potem używamy w życiu codziennym. Albo gdy widząc pewne rzeczy, słyszymy muzykę filmową. Albo wracając nocą czujemy się wybitnie niepewnie, bo przecież w filmie zawsze ktoś wyskakuje zza rogu. Ja do tego wszystkiego dokładam jeszcze jazdę rollercoasterem, za co mogę „podziękować” twórcom „Oszukać przeznaczenie 3”.

Wendy i jej szkolni przyjaciele kończą licealną edukację i świętują to wydarzenie w wesołym miasteczku. Zadaniem dziewczyny jest przygotowanie fotoreportażu z zabawy – na pamiątkę, do kroniki. Chodzi więc z tym swoim śmiesznym aparacikiem i uwiecznia na karcie pamięci różne rzeczy. Szkolne ślicznoty cieszą się z wygrania dmuchanej palny, a mięśniak chwali się swoją siłą. Powoli wszyscy zbliżają się do gigantycznego i przerażającego rollercoastera, który ma im wywalić bebechy na lewą stronę, a ciała zalać falą ekscytacji i strachu. Nasza główna bohaterka niezbyt chętnie wsiada do wagoników – coś czuje, ale jeszcze sama nie wie co. A potem się dzieje. Jak w obu poprzednich częściach – giną wszyscy. Dziewczyna jest przerażona swoją wizją, szczególnie, że zaczyna się ona ziszczać. Wybiega z wagoniku, a za nią kilka innych osób. Zanim dobrze im wyjaśni co widziała, wielka kolejka górska zaczyna wypluwać kolejne ofiary.

Schemat trzeciej części absolutnie nie uniknął zmianie. Nie ma też co liczyć na to, że kolejne rodzaje śmierci, które widzimy na ekranie, zelżeją i będą mniej ohydne i obrzydliwe. A guzik! Jest coraz bardziej imponująco na tym polu, bo trzecia część to rok 2006, więc efektami można się całkiem fajnie pobawić. Co ciekawe, od tego epizodu mam wrażenie, że twórcy zaczęli stawiać też na takie bzdury jak aktorów. Do tej pory byli oni – przyznajcie sami – dość słabi i nędzni. Taka klasa B wśród młodego pokolenia. Tym razem główną rolę powierzono Mary Elizabeth Winstead, znanej między innymi z roli córki McClaine’a ze „Szklanej Pułapki”. To nadal aktorka typu „bez szału”, ale w odróżnieniu od innych – tu są emocje!

Technologia i uczenie się na błędach, a także coraz większe oczekiwania widzów, którzy jak widać – nawet po 6 latach nie znudzili się cwaną śmiercią, sprawiły, że „Final Destination” przestało oznaczać durną i słabą sieczkę, a zaczęło po prostu – durną sieczkę.

A potem twórcy postawili na technologię 3D, ale o tym jutro.

ON:

Serię „Oszukać przeznaczenie” ciężko zaliczyć do typowych horrorów. To gatunek, który bardziej „obrzydza”, niż straszy. Krew, flaki, członki, które latają swobodnie po całym ekranie – to kwintesencja filmów FD. Dziś będzie o „Final Destination 3”, które ukazało się w 2006 roku.

Tym razem przenosimy się do wesołego miasteczka. Wiecie, takiego amerykańskiego lunaparku, z całą masą atrakcji, gdzie prym wiedzie niesamowity rollercoaster. To tutaj poznamy grupkę młodych ludzi, chcących spędzić wieczór w zabawny sposób. Wspomniany rollercoaster jest miejscem, do którego podążają wszyscy. Nie ma chyba osoby, która by nie chciała wsiąść do wagoników i przejechać się tym szalonym „pociągiem”. W grupie młodych ludzi znajdzie się „dziennikarka” szkolna, dwie słodkie idiotki, para emo świrów, pierdolnięty podglądacz i kilka innych osób. Gdy wejdą do pojazdu ich życie przestanie mieć znaczenie, bowiem podczas tego przejazdu czeka na nich śmierć. Całe szczęście Wendy zobaczyła wszystko wcześniej podczas wizji, która nawiedziła ją na kilka minut przed odjazdem wagoników. Co będzie później możecie się domyślić.

Trzecia część zmienia trochę zasady całej opowieści. Początek jest taki sam: zawsze jest wizja, zawsze ocaleje kilka osób, tylko że później pojawiają się różne teorie na temat tego, jak oszukać przeznaczenie, jak można doprowadzić do tego, aby śmierć o nas zapomniała, aby nas opuściła. To fajne rozwiązanie, bo pojawia się tutaj coś nowego, co w jakiś sposób odróżnia od siebie kolejne filmy. Nie jest to jeszcze poziom czwartej i piątej części, które pod tym względem królują, ale i tak jest dobrze.  Trójka jest jednak chyba najsłabsza, pozostawia pewien niedosyt, który zostanie zaspokojony za jakiś czas, gdy pojawi się kontynuacja.

Trzeba przyznać, że scenarzyści dwoją się i troją, jak uśmiercić swoich bohaterów. My zaś kibicujemy i zastanawiamy się, czy może tym razem uda się, któremuś z nich oszukać kostuchę i przeżyć. I chociaż z jednej strony wiemy, że tak się nie stanie, to gdzieś pozostaje w nas iskierka nadziei. Ale czy jest ona potrzebna? No właśnie…