ON:

W gorące letnie wieczory, czasem przyda się nam odrobina opowieści, które zmrożą krew żyłach. W przeciągu ostatnich miesięcy producenci rozpieszczali nas kolejnymi tytułami, powodującymi u nas gęsią skórkę. Na konsolach pojawiły się między innymi „Alien: Isolatnion”, „Outlast”, czy mniej straszny, ale klimatyczny „Bloodborne”.

Nowa generacja konsol ma to do siebie, że bardzo otworzyła się na gry niezależne. Indie to oczko w głowie Sony i Microsoftu. Wszystko przez to, że te małe, często kilkuosobowe teamy. tworzą produkcje niesamowicie wysmakowane, klimatyczne i naprawdę dobre. Dzięki temu mają oni szansę na wybicie się i dotarcie do nowej grupy klientów.

Z założenia takim tytułem miał być też „Daylight”, który przede wszystkim miał straszyć i budować niesamowity klimat. W ostatecznym rozrachunku jest inaczej i chociaż nie jest to tytuł z górnej półki, to na pewno znajdzie kilku fanów, którzy lubią tego typu „potworki”. Trochę szkoda, bo wydawało się, że będziemy mieć do czynienia z produktem premium.

Początek „Daylight” przypomina wiele innych, bardzo podobnych produkcji. Tym razem budzimy się w jakimś ciemnym budynku, nie do końca wiedząc co tu robimy. Pod ręką mamy małe urządzenie, które rysuje automatycznie mapę okolicy i dodatkowo przez nie kontaktuje się z nami tajemniczy jegomość, który będzie swojego rodzaju przewodnikiem po tym kompleksie. Wydaje się, że jest to szpital lub inna placówka medyczna. Cała gra jest bardzo ciemna irozumiem, że był to zabieg, który ma potęgować strach. Tyle, że bez zmiany ustawień telewizora po prostu nie zobaczymy za wiele, a chodzenie po omacku nie daje frajdy.

Nasze pierwsze kroki są dość niepewne, zewsząd słychać jakieś odgłosy, coś jak szepty, stuki i kroki. To trzeba oddać „Daylight”, że jest naprawdę fajnie udźwiękowiona i to te odgłosy robią 80% klimatu gry. Skradając się przez kolejne pomieszczenia powoli odkrywamy, co wydarzyło się w tym kompleksie. Na każdym z pięciu etapów musimy odnaleźć notatki i różnego rodzaju przedmioty, potrzebne do dalszej eksploracji. W całym procesie mają nam przeszkodzić duchy, które pojawiają się od czasu do czasu na ekranie. Aby ich uniknąć wystarczy nam flara, która często jest naszym pomocnikiem w tej grze. Ale nawet brak flar nie jest problemem – gdy upiór się pojawi po prostu możemy od niego uciec i nie oglądać się za siebie. To są małe absurdy, które zniechęcają do tego tytułu.

Czy jednak „Daylight” jest aż ta zły? Nie, to po prostu produkcja, której zabrało pomysłu i ostatecznych szlifów. Nadal można z niej czerpać odrobinę przyjemności. Jeśli jesteście fanami horrorów i macie w kieszeni około 30zł, to możecie spokojnie zainwestować w tę produkcję.