ON:
Jeszcze nie strząsnąłem z siebie pyłu po „Daylight”, gdy przyszła kolej na „Outlast” – chyba jeden z najstraszniejszych tytułów, jakie pojawiły się do tej pory na komputerach i konsolach. „Outlast” jest brudny, krwawy, brutalny. Jednocześnie to tytuł, który ma bardzo szczątkowy, chociaż dający się przetrawić, scenariusz. Grając w „Outlast” możemy poczuć się zupełnie inaczej, niż bohaterka opisywanego wcześniej „Daylight”.
Każdy dziennikarz śledczy marzy o sprawie, która da mu wielką sławę, pieniądze i uznanie. Tutaj jest podobnie. Wcielamy się w osobę pismaka – Milesa Upshura, który otrzymał cynk. Dowiedział się, że stary szpital psychiatryczny (tak, znów szpital dla obłąkanych), który od lat powinien być zamknięty, nadal działa. Dokładniej mówiąc jakaś korporacja zabrała się za badania na pozostawionych tam pacjentach. Zaopatrzeni w cyfrową kamerę wybieramy chyba najciemniejszą noc w roku i ruszamy w stronę ośrodka. Już na początku podróży widać, że coś jest nie tak, a my i tak pchamy się do środka, dosłownie pukając w główną bramę. Słodko!
Wejście do budynku, to jak przekroczenie bram portalu do innego wymiaru. Ciemność to nasz główny towarzysz podróży. W kolejnych pomieszczaniach napotkamy żywych i martwych „mieszkańców” szpitala. Ci co nie żyją, już dawno zaczęli śmierdzieć, a ich ciało uległo rozkładowi lub podejrzanej mumifikacji. Żyjące osoby to raczej jarzyny, z którymi nie będziemy mogli się skontaktować, ponieważ to, co pozostało w uch czaszkach, jest raczej papką – mózgu nie ma tam za wiele. Jak w takim razie rozpocząć śledztwo, skąd zebrać informacje? Z notatek i zapisków, które porozrzucane są po całym obiekcie. Nie uświadczycie tutaj filmowych przerywników, a jedyne scenki, które się pojawiają zrobione są na silniku gry. Nie jest to jednak minus. Im dłużej przebywamy w budynku, tym robi się ciekawiej. Na naszą osobę zaczyna polować dziwny typ, ale to nie jest jedyne zagrożenie, jakie na nas czeka. Uwierzcie mi – jest strasznie, a ja sam odpalam ten tytuł tylko jak jest jasno. Granie w nocy ze słuchawkami na uszach na pewno potęguje doznania, ale wtedy trzeba też zaopatrzyć się w pieluchę.
„Outlast” skupia się na poznawaniu tajemnicy obiektu oraz na ucieczce. Nie mamy możliwości walczenia z atakującymi i ścigającymi nas osobnikami. Każde takie zachowanie kończy się dla nas śmiercią. Nie jesteśmy tu dla eksterminacji, ale dla materiału, który ma dać nam Pulitzera. Co przyniesie przyszłość? Sprawdźcie sami, bo to naprawdę mocny tytuł!