ON:
Colorado 2012, to tutaj odbywają się największe zawody dla prawdziwych fanów samochodówek. Właśnie tam umiejscowiono najnowszą odsłonę „Forzy”, noszącą podtytuł „Horizon”. Jest to spin-off, który odświeżył tą znaną serię i można powiedzieć – wytyczył nowe horyzonty. Zerwano ze znanym z poprzednich częsci sposobem rozgrywki, gdzie po prostu przeskakiwano z eventu do eventu i jeździło po zamkniętych torach. Nie ukrywam, że jest to posunięcie, które wiernym fanom może się nie spodobać, ale czy tak naprawdę jest? Nie mi oceniać co myślą inni, ja uważam że Forza Horizon jest samochodowym wydarzeniem roku.
Wyobraźcie sobie, że siedzicie za kierownicą Forda GT MkII albo Mustanga z 1970 roku, a pod maską rwą się setki koni, chcących tylko gnać do przodu. Przez otwarte okno wpada ciepłe powietrze jesiennego Colorado, w radiu leci New Order, a wy mkniecie długą prostą, nie zastanawiając się jaki jest wasz cel. Forza daje nam wirtualną możliwość spełnienia takiego marzenia. Zaczynamy jako facet znikąd. Przyjeżdżamy do Colorado swoim hipsterskim starym Volkswagenem i chcemy spełnić swoje marzenie – być najlepszym w zawodach Horizon. To impreza, w której od trzech lat bezwzględnie króluje Darius Flynt. Poza nimi, w każdej klasie wyścigów, znajduje się „pomniejszy boss”, przechwalający się jaki to on/ona nie jest dobry w samochodowe klocki. Pnąc się po drabinie zwycięstw, musimy się dobrać do rury wydechowej Dariusa. Aby jednak tego dokonać, potrzeba nam kasy, samochodów i wygranych. No, może w trochę innej kolejności: wygranych, kasy i samochodów. Aby zacząć swoją przygodę, jako jeden z tych, którzy będą walczyć o złoto, najpierw musisz zdobyć żółtą opaskę na nadgarstek, pozwoli Ci on wziąć udział w najniższych rangą wyścigach. Sam początek gry jest bardzo liniowy. Jedziemy zapisać się na festiwal, musimy wygrać pierwszy rajd, ale zanim otrzymamy wymarzoną opaskę, dowiemy się, że poza zwykłymi wyścigami festiwalowymi są jeszcze inne, pozwalające zdobyć kasę i nowe auto. Pierwsza taka impreza to wyścig Mustang vs. stary dwupłatowiec. Szybka piłka. Kto szybciej przebędzie drogę z punktu A do B, auto czy samolot? Jeśli wygramy – zabieramy cacko z lat 70-tych. Fajna sprawa, gdyż wiele z tych samochodów jest naprawdę wyjątkowych. No ale wracając do zawodów. Mamy już wygrany wyścig, zgarnęliśmy też Mustanga z wyzwania sponsorów, czas odebrać opaskę. I od teraz zaczyna się ogromna swoboda, której zawsze brakowało grom z serii Forza. Możemy po prostu jeździć po drogach Colorado i podziwiać widoki, można starać się nabijać wyniki szybkości, a jeśli chcemy, to możemy poszukać ukrytych tablic, dających rabaty na części samochodowe, aż w końcu odszukać kilka starych, porzuconych samochodów, które możemy później odnowić w naszym garażu. To cała masa smaczków, jakie daje nam ta gra. Oczywiście, kolejność wyścigów jest dowolna. Jeśli nie poradzimy sobie ze sprintem, to możemy podjechać kilka mil dalej i na „przystanku Forza Horizon” wziąć udział w próbie czasowej. Tak dla informacji wszytskich wyścigów jest około 200. Warto dodać, że gra oferuje także punkty popularności. Za każdy świetny manewr na drodze dostajemy kilkaset punktów, jeśli manewrów będzie więcej i połączone będą w jedno combo – podniesiemy tym samym mnożnik i zdobędziemy ich większą ilość. Zaczynamy od 200-tnego miejsca na liście, a naszym celem jest oczywiście pierwsza pozycja.
Udźwiękownienie gry jest bardzo dobre. Dźwięki silnika, opon na szutrze, zderzeń są jak prawdziwe. Dodajmy do tego specjalne trzy stacje radiowe, przygotowane tylko na cele festiwalu, a w nich takie sławy jak New Order, Friendly Fires czy The Stone Roses. Będąc jeszcze przy radiu… W czasie naszych podróży będziemy mogli posłuchać krótkich audycji festiwalowych. Dowiem się z nich o naszych postępach i reakcji naszych konkurentów na nie. Czasami spiker sprzeda informacje o „porzuconym aucie” lub przeprowadzi wywiad z Dariusem. Takie małe smaczki, a cieszą.
Graficznie gra jest chyba najładniejszą samochodówką, jaka pojawiła się na Xboxie. Na 42 calach telewizora możemy podziwiać całą gamę kolorów i efektów, potrafiących zachwycić nawet największego malkontenta. Colorado w jesiennych kolorach jest śliczne. Na lakierze potrafią odbijać się chmury, jadąc pod słońce na szybie naszego samochodu pojawią się „blinki”, a mokra nawierzchnia jest naprawdę mokra. Najlepiej wszystko widać w trybie foto, który oferuje gra. W dowolnym momencie możemy zapisać zdjęcie i przesłać je na oficjalną stronę, gdzie po zalogowaniu możemy sobie ściągnąć je jako tapetę. Kolejny miły gadżecik.
Jeszcze jedna sprawa, a mianowicie poziom trudności gry oraz samego prowadzenia samochodu. Horizon jest bardziej „arcadeowy” niż poprzedniczki, przez co samochody prowadzi się łatwiej i przyjemniej. Twórcy chyba postawili na casualowość i to sprawiło, że gra „gra się sama”. I sam łapałem się na tym, że o 3.30 rano mówiłem sobie “Jeszcze tylko jeden szybki wyścig”. Przeciwnicy na trudnym poziomie, są do „ugryzienia”, nawet przez takich „niedzielnych kierowców” jak ja.
Dla mnie Forza Horizon jest samochodową grą roku 2012. Nie ma żadnej konkurencji, a nawet jeśli jakaś by była, to powąchała by tylko spalinkę z rury mojego GT MkII. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji, to powinien gnać do sklepu i kupować, gdyż jest to tytuł z najwyższej półki. Tak powiem szczerze – wypatyczyłem się przy tym tytule.