No przyznam, że gdy po raz pierwszy zobaczyłam trailer do „Get out” pomyślałam, że przy aktualnych – dość bojowych – nastrojach społecznych i politycznych, zrobienie filmu z taką fabułą, wymaga nie lada jaj. Bo można dopisać do niej każdą ideologię.
Get out – recenzja
Z jednej strony – niby wszyscy jesteśmy równi, ale ciągle w Stanach są domu z wyłącznie czarną służbą. I ciągle są ludzie, którzy zapowietrzają się widząc mieszaną rasowo parę. Ciągle tyle mówi się o rasizmie w Fabryce Snów… A potem taki Jordan Peele – reżyser z praktycznie niewielkim dorobkiem, bierze się za dzieło, w którym…
Zacznę od tego, że to bardzo przyjemny „horrorek”. Horror to zbyt duże słowo. Ja, pierwsze strachajło w okolicy, które nigdy nie wybiera tego typu dzieł, bawiłam się całkiem fajnie. Film trzyma w napięciu, ale nie straszy. No, nie tak bardzo. Można go obejrzeć nawet wieczorem, bez ryzyka, że noc spędzi się z głową pod kołdrą i z latarką (i nożem) – jakby co.
Mamy parę: Chris i Rose. Akurat wybierają się do rodziców dziewczyny, by się poznać. Wszystko normalne, chociaż chłopak trochę spinał się, czy napewno oni wiedzą, że ma ciemną skórę.
Początek u państwa Armitage jest idealny. Żarty, rozmowy, pytania o plany. Fajni rodzice – można pomyśleć. A potem wychodzi na jaw, że w domu jest tylko czarna służba (dość dziwnie zachowująca się) plus na wierzch wychodzi fakt, że Chris pali. Mama Rose ma z tym problem – faje są przecież niezdrowe. Ale oferuje pomoc – hipnozę.
I zaczyna się zabawa. W domu pojawiają się dziwne osoby, zaczynają dziać się dziwne rzeczy – całe towarzystwo mocno Chrisa ugniata, ale Rose go ugłaskuje… A potem zaczyna się rozpierdol.
No fajny, fajny… Zaskakuje nawet, ma niezłe tempo, fajną historię i „się ogląda” – film porywa, co w sumie jest najważniejsze.
Oczywiście, to jedno z tych dzieł „na raz”, bo całe emocje i tajemnica klapną, gdy już znamy fabułę, ale ten pierwszy raz może być pyszny.
Nie spoilerujac więcej – z mojej strony nie za dużo pojawia się recenzji, które zachwalają „horrory” i podobne dzieła, ale „Get out” należy do tych, którym warto poświecić czas.