ONA:
„Berek” to książka, która mnie powaliła autentyzmem i dowcipem. Bohaterami są osoby z dwóch skrajnie innych światów: moherowa babcia i gej z hiv. Często wracam do tej pozycji, mimo, że jest też totalnie stereotypowa. Plus końcówka nieco rozczarowuje, ale co tam.
Paweł jest lekkoduchem. Robi co chce (i komu chce), jest nieco zmanierowanym gejem, którego życie toczy się od zaliczenia do zaliczenia (i absolutnie nie mam na myśli testów i sprawdzianów). Imprezuje, ćpa, pije. Marzy o wielkiej miłości, takiej na zawsze. Jest tu postacią oczywiście pozytywną. Współczujemy mu, dopingujemy, żyjemy jego podbojami. No przynajmniej ja.
Anna z kolei, jest klasycznym moherem. Wkurzała mnie od pierwszych stron. Z każdego jej pora skóry płynie jad i nienawiść. Z każdym wydechem wyrzuca z siebie nienawiść. Jest przy tym samotna, nie ma kontaktu z córką. A życie powoli się kończy.
Nasi bohaterowie są sąsiadami i lubią napisać kupą sobie na drzwiach „Zemsta”. To oczywiste, że się szczerze nienawidzą. To oczywiste, że robią sobie na złość. To oczywiste, że ich losy w końcu się jeszcze bardziej splotą. Kto wie, może nawet pojawi się sympatia?
Książka jest lekka. Czyta się ją bardzo przyjemnie. Narracje są niebywale autentyczne (momentami aż za bardzo). Bardzo podoba mi się w tej książce sarkastyczny i cięty język, co ciekawe, obu bohaterów. Książka jest bardzo kontrowersyjna, wręcz zuchwała. Niemniej, jest ważna. Pokazuje, że każdy chce kochać. Czy to przez innego faceta, czy to przez własne dziecko. Książka pokazuje również, jak różne może być życie, priorytety i wybory.
Paulina poleca.
