ONA:
Tak, należę do tego grona ignorantów, którzy zachwycają się panią Marysia od momentu, kiedy zaczęła pojawiać się w programach telewizji śniadaniowej albo w talkshow jakiegoś śmiesznego pana. Tak, jej dowcip, jej podejście do życia i świata ujęło mnie wybitnie. Ale…
Artur Andrus i Maria Czubaszek stworzyli książkę, która jest wywiadem, wspomnieniami, zbiorem prac, trochę (auto)biografią. Z pewnością jest w niej dużo ironii, dużo śmiesznych i dowcipnych historyjek, jeszcze więcej intelektualnej zabawy z czytelnikiem, a już totalnie – jest kwintesencją jakże innego stylu życia. Czubaszkowa jest artystką. Ma lekkość pióra, głowę pełną ciętych ripost i niezwykłą umiejętność pobudzania ludzi do myślenia. Bo to ona swoją osobą pokazuje, że można żyć w sposób ciekawy, ale inny. To ona, obwędzona dymem papierosowym udowadnia, że palenie szkodzi każdemu inaczej. Dla mnie jest świetną babeczką, która niestety, wepchała się w szołbiz. Teraz zajmuje się plotkowaniem o polskiej Perfekcyjnej Pani Domu, teraz opowiada o swoich liftingach, co już powoli zaczyna być nudne.
Książka jest świetna. Ma oczywiście lepsze i ciekawsze momenty, ale pokazuje nam historię artystki z drugiego planu. Jej teksty ze słuchowisk, z filmów, piosenek, reklam – znają wszyscy. Tylko przeciętna osoba nie potrafi dodać do nich twórcę. A to właśnie Maryśka. Zakochana jestem w jej historii, szczególnie w tej, dotyczącej męża Karolaka. Mam czasami wrażenie, że ja i Dave będziemy podobnymi zgryźliwymi tetrykami, którzy nie będą pamiętać o rocznicy, ale którzy z pasją będą mogli godzinami rozmawiać. Autorzy musieli kapitalnie bawić się podczas tworzenia tej historii. Sama Czubaszek bardzo niechętnie podejmowała niektóre tematy, ale nie dlatego, że nie chciała. Ona ma pamięć złotej rybki, a do tego w bardzo dziwny sposób podchodzi do swojej twórczości. Tak jakby się jej wstydziła albo jakby nie do końca potrafiła zrozumieć o co tyle szumu. Andrus potrafił jednak z niej wyciągnąć wiele dobrego. A wszystko obsypane zdjęciami, rysunkami, tekstami – biografia idealna.
Pani Marysiu, więcej pisania, mniej bywania.
A książkę polecam.
Szczególnie tym, którzy chcą (mi) na siłę udowodnić, że tylko typowa rodzina ma rację bytu i tylko to może zapewnić szczęście.