ON:

O „The Last of US” nasłuchałem się bardzo dużo. Mówiono, że to najlepsza gra na PS3, że nie ma lepszego dzieła na „starą generację”. Niestety, nie miałem okazji zagrać w tę grę i trochę cierpiałem, ponieważ „Beyond: Two Souls” było ostatnią produkcją ograną na PS3 i trochę w niej brakowało. Zresztą, recenzję możecie przeczytać na blogu. Tak naprawdę niespodziewanie, trochę z dnia na dzień, dowiedziałem się, że w moje ręce wpadnie konsola PS4. Fajnie – pomyślałem, będzie możliwość przetestowania obu platform. Dzięki uprzejmości Sony Polska dotarła do nas paczka z promką zremasterowanej edycji „The Last Of US”. Ucieszyłem się, bowiem miałem lekkie parcie na ten tytuł i chciałem na własnej skórze zobaczyć o co tyle hałasu. 

Wieczór, kilka dni temu. Paulina na kanapie czyta książkę, ja władam do czytnika płytę. W ciągu kilku minut gra jest gotowa do odpalenia. Zaczynam swoją przygodę. Poznajemy Joela i jego córkę. Ta dwójka mieszka w całkiem pokaźnym domu, nawet trochę za dużym, jak na dwie osoby. W czasie gdy mamy okazję zapoznać się ze sterowaniem, rozpoczyna się cała opowieść. Historia na tyle dobrze rozpoczęta, że kilka minut później Paulina zamiast czytać książkę, obserwowała co dzieje się na ekranie telewizora, a przyznać trzeba, że dzieje się dużo. Telefon w środku nocy, eksplozja w centrum miasta, szalona ucieczka, a później to już tylko chaos… W tym momencie czekają nas napisy początkowe. Ze strzępków podanych informacji dowiemy się, że rozpoczęła się epidemia, że nie udało się jej zwalczyć w 100 a nawet i w 50%, że ludzie żyją w enklawach chronionych przez wojsko, ale to życie nie jest wcale utopią i więcej w nim strachu, niż przyjemności. W międzyczasie pojawiła się organizacja zwana „Świetlikami”, która zaczęła na własną rękę szukać lekarstwa na nieznaną chorobę, ale wojskowy reżim uznał ich za terrorystów i postanowił wybić tak wielu, jak tylko się da. Po napisach dowiadujemy się, że minęło 20 lat.

the-last-of-us-remastered-

Joel nie jest już tym samym facetem, co kiedyś. Zgorzkniał, jest wyrachowany i ostry, mieszka w jednym z tych miast-enklaw, które otoczone są drutem kolczastym i gdzie godzina policyjna wyznacza kolejny kończący się dzień. Joel wraz ze swoją przyjaciółką para się przemytem, chociaż można także powiedzieć, że to pewien rodzaj handlu. Wiedzą jak wyrwać się z miasta, gdzie zdobyć bony na żywność, od kogo kupić broń itd. Zaczynamy wraz z nim poznawać codzienność, która jest bardzo intensywna. Wszystko dlatego, że nie ma tutaj czasu na podziwianie widoków. Ekipa z Naughty Dog nie pozwoli nam zbyt się wyluzować. Dodam tylko, że po około 30 minutach dojdziemy do momentu, w którym wszystkie nasze poprzednie plany trafi szlag, a Joel w raz z „napotkaną” dziewczynką o imieniu Ellie, będzie musiał ruszyć w podróż, która nie będzie lekka, łatwa i przyjemna. W tym momencie zaczyna się gra, będąca fenomenalną opowieścią drogi.

To właśnie opowieść, scenariusz, który zostanie nam zaserwowany, jest najmocniejszą stroną tego dzieła. Każda z postaci jest prawdziwa, mocna, realna. Świat po apokalipsie to niemiłe i bardzo nieprzyjazne miejsce. Nie licząc zarażonych, którzy tylko czekają na to, by zatopić ręce i zęby w naszych wnętrznościach, to na naszej drodze natkniemy się na dziesiątki niebezpieczeństw. Jak to w sytuacjach ekstremalnych bywa – największym zagrożeniem dla człowieka jest inny człowiek, ten, który wyzbył się całkowicie ludzkich odruchów, dla którego nie ma już żadnych wartości. Podróż tej dwójki jest specyficzna, przypomina trochę „Drogę” McCarthy’eg, choć to dwa zupełnie inne dzieła. Sprawne oko wyłapie jednak pewne podobieństwa i smaczki, które „The Last Of Us” i „The Road” stawiają obok siebie.

last of us ps4

Gra studia Naughty Dog to nie interaktywny film. Tak naprawdę sami musimy trochę pogłówkować, poszperać po kolejnych mapach i pozbyć się kilku niemilców, aby popchać opowieść dalej. Przykład: kończy się scenka filmowa, Joel i Ellie muszą opuścić ulice miasta, więc następne kilka minut polegac będzie na tym, co dobrze znamy z Uncharted. Zbieramy znalezione gifty, szykujemy się na walkę, zabijamy narażonych lub bandytów, dochodzimy do kolejnego miejsca, gdzie automatycznie odpala się następna animacja. Nie mam żadnych zastrzeżeń dla takiego rodzaju rozgrywki, chociaż czasem wydaje mi się, że pewne etapy są trochę na siłę. Może dodanie QTE zamiast bezsensownego strzelania, mogłoby to naprawić i dało poczucie głębszego uczestniczenia w samej historii? Oczywiście, to moja osobista ocena. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest system craftingu oraz rozwoju postaci i ulepszania broni. Dzięki zebranym podczas eksploracji przedmiotom, możemy w dowolnym momencie stworzyć apteczki, ładunki wybuchowe wypełnione gwoźdźmi, czy też ostrza pomocne do zabijania zarażonych. Inna sprawa ma się z ulepszeniem broni. Tą można rozwinąć tylko na specjalnych stołach konstrukcyjnych. Jest ich kilka w całej grze. Dzięki modyfikacjom broń szybciej strzela, ma większy magazynek lub lepszą celność. Fajne rozwiązanie ułatwiające całą rozgrywkę.

Graficznie nie możemy nic zarzucić tej produkcji. Paulina czasem rzucała okiem na ekran i kilka razy aż zaniemówiła, bowiem to, co było widoczne na TV, potrafiło zaprzeć dech w piersiach. Świetnie to widać podczas etapów w lesie lub porośniętych zielenią ulicach miast. Wilgotne liście, słońce przebijające się przez zachmurzone niebo, światło wpadające do zakurzonych pomieszczeń – bajka.

the-last-of-us-remastered-ps4-

Została jeszcze ścieżka dźwiękowa. Ona, jak i cała reszta, przygotowana jest perfekcyjnie. Za soundtrack odpowiada Gustavo Santaolalla, znany między innymi z soundtracka do „Brokeback Mountain” czy też „21 gramów”. Przygotowany na potrzeby „The Last of Us” materiał potrafi zachwycić. Jest smuty, melancholijny i stonowany, idealnie pasuje do całego obrazu.

„The Last Of Us” to produkcja wyjątkowa. Mamy bowiem do czynienia z kolejną „dorosłą” grą, która zachwyci dojrzałego gracza, lubiącego nie tylko bezmyślną jatkę, ale szuka czegoś więcej w samej historii. Tutaj mamy mix wszystkiego, ze szczególnym naciskiem na storytelling. Naprawdę mocna pozycja.