ONA:

Arturo Pérez-Reverte to twórca jednej z moich najbardziej ukochanych powieści. Oczywiście mam tu na myśli „Klub Dumas”, na podstawie której Roman Polański brawurowo nakręcił „Dziewiąte wrota”. Ale dziś nie ruszymy z Lucasem Corso w pogoni za książką, dzięki której można przywitać się z Szatanem. Dziś zajmiemy się historią bardzo tajemniczą, która na pierwszy rzut oka wydawać by się mogła nieco przeciętna, by wręcz nie powiedzieć – nudna. Ale ona nie ma niczego wspólnego z nudą. Po prostu autor tak buduje napięcie, że w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że przestajesz oddychać, nie mrugasz i nie dochodzi do Ciebie żaden bodziec z zewnątrz. Tylko w skupieniu i z coraz większym napięciem wertujesz strony, by wreszcie poznać prawdę.

Fabuła dzieje się we współczesnych czasach, w Madrycie, Lizbonie, a nawet w Weronie, którą przecież nie wyróżnia nic, poza tym, że stała się mimowolnie tłem do historii najsłynniejszych kochanków. W tych wszystkich miastach i nie tylko w nich, rozgrywa się kolejny etap bitwy, która trwa od lat. Bitwy pomiędzy zakazem a „partyzantką”, z dużym dodatkiem ryzyka i nielegalności. Pomyślisz: chodzi o narkotyki, może o płatną miłość, a tymczasem, chodzi o sztukę. Tylko taką zupełnie niebanalną, która bardzo mocno stopiła się z codziennością, z rytmem ulicy. To graffiti. Jedni zachwycają się tym, inni uważają to za wandalizm. I właśnie o tym opowiada „Cierpliwy snajper”.

Od lat jego znaki i dzieła pojawiały się w mieście, na murach, na ścianach, na wagonach. Zawsze towarzyszył im charakterystyczny symbol, który dość szybko stał się legendarny. Snajper. Człowiek z cienia. Wojownik nocy, wyposażony w plecak, wypełniony puszkami z farbą. Bardzo szybko zaczął przekraczać konwenanse. Bardzo szybko zaczął igrać z prawem. Bardzo szybko stał się legendą. Mało kto go znał, widział, pracował z nim. Był za to wszędzie tam, gdzie być nie powinien. Dla innych grafficiarzy był tym samym, co dla malarzy Da Vinci – niedoścignionym wzorem. Mimowolnie stworzył wokół siebie kult lojalnych wyznawców, którzy chcieli być tacy jak on. Jak to możliwe, że ma tylu naśladowców, tylu fanów, a nikt go nie widział? To proste – w tym świecie nikt nie chciał poznać jego twarzy. To cała istota Snajpera – anonimowość i działanie wbrew prawu. Bez twarzy odpowiadał indywidualnym wyobrażeniom – mógł być odbiciem potrzeb. Dla Snajpera sztuka była tam, gdzie nie mogła być. Maluj tam, gdzie nie wolno. Uciekaj, by Cię nie dogonili. Ponoć to lepsze niż seks i narkotyki… „Miejska partyzantka”… Bo przecież istotą sztuki jest to, by wyzwalać emocje, by budzić zmysły, inteligencję, by zmuszać do działania. I wtedy dzieje się tragedia. Podczas robienia malunku, ginie chłopak. Śmierć głupia, bo to był klasyczny wypadek, ale ojciec ofiary chce zemsty.

Graffiti – żywa sztuka. Sztuka tętniącej życiem ulicy. Ulicy, która jest płótnem. Aspołeczna, perwersyjna, zostaje na zawsze tam, gdzie się pojawiła. „Można (…) zniszczyć, ale nie sprzedać.” „Cierpliwy snajper” to opowieść o zemście, która miesza się ze sztuką. O anarchii, której częścią jest lojalność. O dążeniu do celu, który absolutnie jest bezcelowy.

„- Jakoś nie widzę w tym wszystkim słowa kultura. Z żadnej strony.
– Kultura? To słowo czy imię kurwy?”

Arturo Pérez-Reverte po raz kolejny udowodnił, że jest pisarzem genialnym, bardzo inteligentnym i dającym czytelnikowi możliwość myślenia nad słowami, które on napisał. Myślę, że każdy czytelnik będzie mógł skupić się na innym wątku, który pojawia się w tej powieści. Jednych zafascynuje kultura grafficiarzy. Innych – alternatywne podejście do klasycznego ujęcia sztuki. Jeszcze inni skupią się na zemście. A ja bym do tego dołożyła jeszcze dążenie do celu – pod dowolną postacią.

Słowa suną się swoim tempem, najczęściej pod osłoną nocy, a Ty czytelniku, jesteś wodzony za nos. I możesz tylko łudzić się, że uda Ci się rozwiązać tajemnicę…

Czy polecam? Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto lubi literaturę z tajemnicą i intrygą.