ONA:

Od chwili, kiedy powstał ten blog, a było to już kilkanaście dobrych miesięcy temu, miałam ochotę na taki tydzień. Na siedem dni z filmami, które bardzo lubię, a niektóre nawet uwielbiam. Co lepsze – każdy z tych filmów jest polski, a nie dzieje się zbyt często, bym w samych superlatywach mówiła o rodzimych produkcjach (ostatnim wyjątkiem byli „Bogowie”).

Filmy, o których będziemy pisać w tym tygodniu, to klasyki, które każdy powinien znać. Bawią humorem i to jest ich największa zaleta, ale aktorsko i fabularnie ja nie mam zamiaru się czepiać. Idealny lek na wszelkie dupresje, doły, załamania. Polskie komedie z ostatnich 20 lat – dla mnie to sprawdzony sposób, by poprawić sobie humor. Chociaż podobno oglądanie ich ze mną jest męczące. A wszystko dlatego, że kiedy te lata temu moi rodzice kupili sobie pierwszy odtwarzacz DVD, to były jedyne filmy, które miałam na krążku w domu. „Kilera” oglądałam kilka razy w ciągu tygodnia. Do tego stopnia znam go na pamięć, że już nawet nie zauważam które teksty z mojego codziennego życia zostały zaczerpnięte z tej produkcji. Dziś nareszcie możemy zacząć tydzień na Marudzeniu, który z marudzeniem nie będzie miał wiele wspólnego – no, tak przynajmniej będzie z mojej strony. Przygodę zaczniemy z „Chłopaki nie płaczą”, który dla mnie jest bez wątpienia najlepszym polskim filmem komediowym ostatnich czasów…

Wszystko zaczyna się od pamiętnej sceny w z jeżem, która powoli zaczyna wprowadzać nas w całą opowieść. A potem jest już z górki. Jakub Brenner (Maciej Stuhr) jest młodym skrzypkiem, któremu los rzuca same kłody pod nogi. Najpierw rzuca go dziewczyna, potem spóźnia się na egzamin, za co w efekcie wylatuje ze studiów, a potem wpada w konkretne tarapaty, a wszystko przez… trądzik. Oskar, przyjaciel Kuby, ma problem ze skórą i wygląda na to, że tylko upust z organów rozrodczych wprost w kobiece łono sprawę załatwi. Brenner sugeruje kumplowi, żeby oddał problem w ręce fachowców, właściwie „fachowczyń” i tak też się dzieje. Ale żeby na polu walki nie zostać samemu, Człowiek-Pizza (FUUUJ! Okropne porównanie) zamawia dwie dziewczyny. I kiedy przychodzi co do czego okazuje się, że panowie są niewypłacalni. Żeby jakoś wyrównać opłaty, goryl dziewczyn zabiera posąg czarodzieja, ponoć cały ze złota. I Kuba postanawia tę figurkę odzyskać. Szkoda tylko, że w agencji pojawia się akurat wtedy, kiedy dwie grupy bandziorów robią deal…

Wiele wątków zawiera ten film, wielu mamy też tu bohaterów i moim zdaniem wszystko tu jest na właściwym miejscu. Oczywiście nie ma sensu rozprawiać tu nad sztuką aktorską, nad głębią i metaforycznością, bo to nie jest film, w którym to jest ważne. Tu najważniejsza jest dobra zabawa, rubaszny humor i akcja, która o dziwo – jest. Ale to w końcu film o gangsterach, pokracznych bo pokracznych, ale ciągle! Uwielbiam w tej produkcji Stuhra, który jest tak uroczy, że chce się go tulić do piersi. Uwielbiam Milewicza, bo coco jumbo i do przodu, a jego filmowy ojciec – Bohdan Łazuka, to kwintesencja wszystkiego co najlepsze. Mamy tu też Czarka Pazurę, który jest gangsterem z misją i Mirosława Zbrojewicza w różowym swetrze z gruszką na piersi, który daje nam bardzo zaskakujące zakończenie. Lubaszenko nakręcił świetny film, który idealnie wpasowuje się w gatunek zwany „komedią sensacyjną”. Dla mnie to najlepsza produkcja humorystyczna ostatnich 15 lat na naszym rynku. Nie do pobicia!

ON:

Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy widziałem „Chłopaki nie płaczą”, pamiętam zaś, jak ogromne wrażenie zrobił na mnie ten film. Nie dlatego, że był jakoś wyjątkowo nakręcony, czy złożony, ale dlatego, że po długim okresie posuchy pojawiła się wreszcie komedia i to na dodatek polska komedia, która rozśmieszyła mnie do łez. Do dziś dzieło to widziałem z 10 razy i przy każdym seansie bawię się tak samo dobrze.

Dlaczego tak się dzieje? Co się takiego stało, że kilka lat później polskie komedie zeszły do poziomu kupy płynącej rynsztokiem? Może wszystko przez to, że dowcip sprzedawany w dzisiejszym kinie jest śmierdzącym batonem, zapakowanym w kolorowy papierek reklam, plakatów i marketingu? Współcześni twórcy i reżyserzy zapominają chyba, że poza bezmózgim odbiorcom pojawia się ten też trochę bardziej wysublimowany, który oczekuje czegoś więcej niż pijanego, kurwiącego na lewo i prawo Szyca i cycków jakiejś dupy, mającej czelność nazywać się aktorką.

„Chłopaki” stały się dziełem kultowym, a niektóre dialogi weszły do mowy potocznej. Wszystko przez to, że scenariusz jest nie tylko zabawny, ale i inteligentny. Kreacje, jakie zaserwowali nam aktorzy, to także mistrzostwo świata. Milowicz jako „Bolec” zabija swoją „elokwencją gangstera”, „Szef” jest fenomenalny, a jego monolog o muzeum lotnictwa kończący się słowami „(…) kurwa jego mać!” potrafią mnie rozśmieszyć o każdej porze dnia i nocy. Do tego dochodzi Tomasz Bajer ze swoim nieśmiertelnym „Laską” – synem króla sedesów. Można tak wymieniać bez końca. W tym filmie nie ma słabych ról, a nawet epizodyczne scenki potrafią rzucić na kolana.

Główny wątek skupia się na osobie Kuby Brennera, młodego studenta Akademii Muzycznej, który przez przypadek spóźnia się na egzamin z głównego instrumentu – skrzypiec. Problemem jest to, że Kuba jest strasznie nielubiany przez dziekana, który w latach młodości studiował razem z ojcem młodego skrzypka. Zawalenie egzaminu skreśla go z listy muzyków wysłanych z Paryża na bardzo ważny konkurs. Tak w ciągu jednego dnia wali się przyszłość chłopaka. Trzeba też przyznać, że jego życie sercowe także jest lekko słabe. Z samego rana dzwoni do niego Weronika, laska pusta jak wydmuszka i oznajmia mu, że z nim zrywa, bo znalazła fajnego chłopaka, twardziela z ulicy, który wie kiedy mózg mówi do kupy, że maja spotkanie w gaciach. W międzyczasie Oskar, kumpel Kuby, walczy z trądzikiem, a podobno najlepszym remedium na to schorzenie jest sex. Ponieważ chłopak nie wygląda zbyt atrakcyjnie, postanawia zamówić prostytutkę. Nie wszystko jednak idzie tak, jak powinno. Drugi z wątków opowiada o perypetiach gangsterów: Freda i Gruchy, którzy chcą zrobić przekręt na ciężką kasę. W tym celu przyjeżdżają do Wawy i tam mają spotkać się z „Szefem”. Jak można się domyślać drogi gangsterów i młodego muzyka się przetną i nie wyjdzie z tego nic dobrego.

Jeśli ktoś z Was jeszcze nie widział tego dzieła, to należy nadgonić tą zaległość, bowiem to komedia, która zalicza się do górnej półki. Warto.