ONA:

Pierwszą część dinozaurowej trylogii widziałam kilka razy, ale lata temu. Drugą – maksymalnie 2 i właściwie – też dawno. Trzecia była dla mnie zupełną niewiadomą. W zasadzie wszystko powinno wpłynąć na minus w przypadku tej produkcji. Spielberg nie stał już za kamerą, a bawił się w producenta, scenariuszem zajęła się grupa praktycznie debiutantów, no i głównym „złoczyńcom” przestał być T-Rex! Ale po kolei!

Film otwiera scena dość tragiczna. Jest nastolatek, który z dorosłym mężczyzną znajdują się niebezpiecznie blisko wyspy dinozaurów. A potem jest już z górki. Mgła, tajemnicze zaginięcie załogi łódki, rozbicie na skałach, trochę przerażenia, trochę krzyku i tyle. Potem na „scenę” wchodzi ponownie dr Alan Grant, czyli wartości estetycznie wzrastają z miejsca. Próbuje on odciąć nieco kupony od swojej „sławy” znanej z Parku Jurajskiego, ale na nic to się zdaje. Podczas gdy on chce pozyskać fundusze na dalsze badania, wszyscy chcą słuchać tylko tego, co wydarzyło się na wyspie. I wtedy pojawiają się ONI, państwo Kirby – Paul (William H. Macy) i Amanda (Tea Leoni). Są zapalonymi podróżnikami, którzy zwiedzili już cały świat. Wędrowali po górach, latali, nurkowali. On ma duże kontakty, więc może wszystko. A że kasa nie stanowi dla nich problemu – wykorzystują swoją pozycję społeczną, do spełniania się w swoich pasjach. Grantowi dają konkretną propozycję – ma on im towarzyszyć w zwiedzaniu TEJ wyspy. Tej samej, o której Alan chciałby już zapomnieć. Ale przekonuje go kasa. Duża kasa. I ledwo zdążymy mrugnąć, a już jesteśmy w krainie dinozaurów, na którą paradoksalnie można łatwiej się dostać, niż wrócić z niej w jednym kawałku… A potem wszystko to, co sobie założyliśmy wraz z doktorkiem, możemy sobie zwinąć w zgrabny rulonik i sobie włożyć w dowolnie wybrany otwór, bo scenarzyści zrobili nam niezłego psikusa w postaci fajnego zwrotu akcji.

Przyznam szczerze, że strasznie cynicznie podeszłam do części trzeciej, która póki co zamyka opowieść o Parku Jurajskim. A ona jest naprawdę świetna! Postęp technologiczny dobrze wpłynął na efekty, przez co dinusie były jeszcze bardziej przerażające, a z drugiej strony – nasi bohaterowie są w środku przepięknej dżungli, która nie wygląda na „udawaną”. Największym mankamentem tego miejsca jest tylko to, że z każdej strony jest zwierzątko, które chce je zeżreć, dzięki czemu my, z perspektywy ekranu, mamy poczucie zaszczucia i wszechogarniającego niebezpieczeństwa. Dodajmy do tego muzykę, oczywiście Williamsa, która wszystkie wrażenia jeszcze bardziej potęguje. Nagroda dla najbardziej irytującej postaci o dziwo nie ląduje w rękach dzieciaka, który jest tu jedną z bardziej ogarniętych postaci, ale dla T. Leoni, która po prostu drażni swoją głupotą. Reszta pozostaje bez większych wad. Jest kilka spektakularnych „kolacji”, dynamika filmu jest rewelacyjna, jak na kino „familijne” i całość, mimo lekkiej trywialności, składa się na bardzo fajny film, który zasługuje na miano spadkobiercy „Jurassic Park”.

Z wypiekami czekam na czwartą część. Już dużo czasu upłynęło, odkąd zamknęły się wrota parku, a w kolejnej odsłonie ma wystąpić Chris Pratt, co z miejsca daje mu dodatkowy punkt w mojej ocenie!

ON:

Trzecia część Parku Jurajskiego wydaje się być robiona na siłę, ale, co ciekawe. nie dało to złego efektu. Opowieść o dinozaurach daje się przetrawić po raz trzeci. Zrezygnowano z Goldbluma, a do łask powraca ponownie Sam Neill.

Film otwiera sekwencja ukazująca wyspę, na której na dobre zasiedliły się dinozaury. W jej pobliżu przybywa łódź, której właściciele oferują wyjątkową rozrywkę. W tym celu wykorzystują łajbę, jej silniki oraz spadochron. W ten sposób rejony wyspy chce zwiedzić nastoletni Erik Kirby oraz jego “ojczym”. Oczywiście w filmie musi znaleźć się scena, w której giną kretyni, aby za jakiś czas na ich poszukiwanie wyruszyła grupa innych kretynów. Witajcie w „Parku Jurajskim III”.

Od wydarzeń z poprzednich części minęło trochę czasu. Dr Alan Grant nie ożenił się ze swoją przyjaciółką, panią paleontolog, ale nadal zostaje z nią w bliskich stosunkach. Podczas wspólnej kolacji w jej domu opowiada o pewnej teorii, która może zrewolucjonizować badania na temat dinozaurów, jednocześnie podkreśla, że brak funduszy na kolejne wykopaliska zmusza go zakończenia obecnych badań. Jak gwiazdka z nieba spada mu małżeństwo państwa Kirby, który chcą go przekonać do powrotu na wyspę, a zrobić to mogą tylko w jeden sposób – finansując jego badania. Ich opowieść nie jest do końca prawdziwa, co okazuje się na miejscu. Poza doktorem i sponsorami, na pokładzie małego samolotu pojawia się także dwójka najemników, ich koordynator oraz pomocnik doktora Granta – Billy Brennan. Po dość twardym lądowaniu zaczyna się gra o życie, w której ludzie są tylko małymi workami pełnymi mięsa, a prawdziwymi łowcami są raptory.

„Park Jurajski III” stał się kinem przygodowym, pełnym akcji. Nie ma tutaj miejsca na teorie, które wysnuwał Ian Malcolm. Ich miejsce zajęła teza na temat komunikacji dinozaurów, która stawia ich inteligencję o wiele wyżej, niżby się to wydawało. Widać to kilka razy szczególnie podczas scen polowania na ludzi.

Pomimo braku Spielberga na krześle reżyserskim, nadal można się całkiem dobrze bawić podczas seansu. Druga sprawa to to, że tym razem w stworzeniu tego dzieła nie brał udziału sam ojciec „Parku Jurajskiego”, a mianowicie Michael Crichton. Pozostały postacie, które wymyślił, ale brak w scenariuszu jego pomysłów. Trochę szkoda. Film jednak trzyma pewien poziom i w całkiem zgrabny sposób zamyka trylogię o dinozaurach. Teraz pozostaje nam czekać na „Jurassic World”.