ONA:

Po raz kolejny trafiłam na bardzo intrygujący, wciągający i przyjemny film oparty na faktach. I po raz kolejny trafiłam na film, który na pierwszy rzut oka wcale nie miał bardzo porywającej fabuły. Bo hej, ten film jest o baseballu…

…bo to, że w tym filmie gra Brad Pitt wcale nie wpływa na moją ocenę… Noooo wcale…Oakland Athletics to drużyna, która jest swoistym „punktem zwrotnym” w karierach wielu zawodników. Kiedy uda im się osiągnąć pewien poziom, bogatsza, popularniejsza grupa ich po prostu łasi lepszą kasą i większą karierą. I w kolejnym sezonie sytuacja się powtarza. Wkurzony i coraz bardziej zrozpaczony menadżer, Billy Beane (Brad Pitt), jest po prostu przyparty do muru. Kasy nie ma, dobrych zawodników nie ma – szans na sukces też nie ma. I wtedy poznaje Petera Branda (Jonah Hill), nieco zgeekowaczałego ekonomistę, który trochę inaczej podchodzi do sportu. Podczas gdy „stara gwardia” wierzy w swoją intuicję, w motywację graczy i całą resztę związaną z elementem ludzkim i emocjonalnym, Brand wszystko opiera na liczbach, na algorytmie, który w sposób racjonalny, sztywny określi, czy w kimś drzemie siła i potęga, czy nie. Billy jest tym zafascynowany. Szybko zgarnia w swoje szeregi młodego analityka i zaczyna działać według jego zaleceń. Nie jest to wcale takie proste, bo tylko ta dwójka zdaje się wierzyć w ten nieco szaleńczy, innowacyjny pomysł. I wtedy przychodzi pierwsze zwycięstwo. I kolejne. I następne. I jeszcze kilka. W końcu Oakland Athletics staje przed niemożliwym – przed zdobyciem 20 zwycięstw pod rząd…

Przyznam szczerze, że dochodzenie do tego spektakularnego sukcesu było na tyle wciągające, że autentycznie zaczęłam żyć tym filmem. Ogląda się go wprost rewelacyjnie! Wciąga i porywa, a przecież to tylko film o sporcie! Jest mistrzowsko zagrany – obok B. Pitta i J. Hilla mamy tu m.in. P. S. Hoffmana i Ch. Pratta, którym nie można niczego zarzucić. Pitt jest w „Moneyball” szalenie wiarygodny. Tak, to dobre słowo. Ja bym od niego kupiła wszystko, zgodziła się na wszystko i właściwie ciężko dziwić się Angelinie, że mają tyle dzieci. Hill zaskakuje, bo niezbyt często można widzieć go w filmie bez bekania, pierdzenia i rubasznych żartów. A Hoffman – cóż. Dobry. Dobry jak cholera, a łapanie się na tym, że on już nigdy nie stanie przed kamerą – boli. Dialogi w „Moneyball” są świetne. Sposób „budowania relacji” – zachwyca. Muzyka i zdjęcia świetnie dopełniają fabułę, która jest po prostu dobrze opowiedzianą historią o życiu, o pasji, o przegranych i o podnoszeniu się, by sięgnąć po wszystko. To film o ryzyku i intuicji, która działa najlepiej, gdy jest poparta wnikliwą analizą.