ON:

“Drogi pamiętniku. W piątek miałem pracę, narzeczoną, dom i sensowne życie, o ile w ogóle życie może mieć sens. Potem znalazłem na chodniku ranną, krwawiącą dziewczynę i próbowałem zostać dobrym Samarytaninem. Teraz nie mam narzeczonej, domu ani pracy i wędruję sto metrów pod ulicami Londynu z perspektywą życia krótszego niż jętka o skłonnościach samobójczych.”

Richard Olivier Mayhew jest tak szary i płaski, jak tylko potrafi być człowiek bez bogatego życia towarzyskiego i przygód. Gdybyście zobaczyli go na ulicy, w beżowym garniturze i z teczką pełną papierów, pewnie nawet nie zwrócilibyście na niego uwagi. Takich ludzi na świecie są miliony, a może i miliardy. Zamknięci w swoich małych domkach, oddani swojej maleńkiej pracy i spotykający się z dziewczynami o imieniu Jane lub Kate, których nawet za bardzo nie kochają. Ich codzienne zakupy zaplanowane są w z wielką skrupulatnością i nie może się w nie wedrzeć żadna niespodzianka. Poniedziałek jajecznica, a w piątek ryba, seks zawsze po misjonarsku, a wiadomości ogląda się zawsze na kanale trzecim.

Szarość otaczająca Richarda, zdaje się nie mieć końca. Jednak bogowie nie pozwalają nam układać własnych planów, to oni siedząc na swoich zamkniętych przyjęciach, grają w kości o ludzkie życie. Dwie jedynki, czy dwie szóstki – co za różnica? Każdy z rzutów boskiej ręki nie wróży nic dobrego. Mayhew nawet nie wiedział, że gdzieś tam na górze, a może na dole, bawią się naszym i jego losem. Teoretycznie ktoś, kto nie lubi tych boskich zabaw, starał się go ostrzec – ale czy zwracamy uwagę na staruszki? Cyganki chcące przepowiedzieć nam przyszłość? Raczej nie, gdy mówią o tym, co nas czeka bardziej skupiamy się naszym portfelu, a nie na słowach. Strzeż się „drzwi” usłyszał Mayhew. Bzdurniejszej przepowiedni nie mógł usłyszeć, ale czego się spodziewać po „starej wariatce”.

A widzicie. Jaja, jakie sobie robią z nas bogowie, potrafią być wyjątkowo wredne. Oni śmieją się do łez, a w tym czasie łzy spływają po naszych policzkach. Słyszysz „strzeż się wozu”, a giniesz przebity mieczem, na którym wygrawerowano wóz. Ironia. Czy tu się chronić przed taką kpiną? Nie pomagają medaliony i amulety. Kości już zostały rzucone i nie będziemy mogli zmienić wyniku, jaki pojawił się na ściankach.

Wróćmy do Richarda, który jeden, jedyny raz w swoim mizernym życiu zrobił coś innego, coś, co zmieniło wszystko, a jego przyszłość postawiło na boskiej szali. W chwili gdy pochylił się nad ranną dziewczyną, leżąca na londyńskiej ulicy, podpisał na siebie wyrok śmierci, nie wiedząc, że pomagając nieznajomej zaszkodził swojej osobie. Ilu z was pomogłoby dziwnie ubranej kobiecie i na dodatek zabrałoby ją do domu? No właśnie. Oczywiście, nie może zabraknąć tej ironii, o której tak cały czas wspominam. Poharatane nożem dziewcze zwie się Door. Dziwne imię to dopiero początek dziwactw związanych z kobietą. Na jej trop wpadają dwaj panowie, prawdopodobnie odpowiedzialni za jej obecny stan. Para Croup i Vanderam to specyficzni mężczyźni. Tych dwóch facetów nie chcesz spotkać w ciemnej ulicy. Gdy stajesz z nimi twarzą w twarz, to możesz być pewny, że ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz w swoim nic nieznaczącym życiu, będzie nóż wystający z twojego brzucha. To, co, że wyglądają jak Świadkowie Jehowy, gdy z miłosierdziem i bogiem maja bardzo mało wspólnego. W chwili gdy pojawiają się na scenie, akcje Richarda spadają poniżej wartości zakupu. Żaden z ludzi zamieszkujących pod Londynem nie postawiłby złamanego pensa za skórę Mayhewa wiedząc, kto depcze mu po piętach. Nawet największy hazardzista wie, że ta rozgrywka z góry skazana jest na przegraną.

Całe szczęście Door, a dokładniej Lady Door ma jeszcze kilku przyjaciół, którzy pojawią się w najbardziej odpowiednim momencie, aby wyciągnąć z tarapatów ją i zagubionego w nowej rzeczywistości chłopaka. Dziwna trójka, jaką przyjdzie nam poznać, nie jest w stanie nas przygotować na to, co czeka nas po zejściu do podziemi Londynu. Dlaczego dziwną nazywam ową trójkę przyjaciół? Bo jak można inaczej powiedzieć o szczurze – Panu Długoogonie, zagadkowym Markizie de Carabas i Starym Baileyu, który mieszaka na dachu wieżowca w obsranym przez gołębie namiocie. I wtedy dziewczyna znika. Door rozpływa się tak samo szybko, jak pojawiła się w życiu zagubionego mężczyzny, tyle, że jej zniknięcie nie powoduje zakończenia kłopotów głównego bohatera. Można powiedzieć, że to ich nowy początek.

Wtedy to mężczyzna zaczyna pisać pamiętnik, notes zapełnia opowieścią, w której prawdziwość nikt nie uwierzy. Nie uwierzy nikt, kto mieszka w Londynie, bo jest jeszcze Below, Londyn Na Dole. Tutaj są inne prawa, tu świat prawdziwy łączy się z tym innym, magicznym i eterycznym. Zamieszkują go stwory pojawiające się w nocy pod naszymi łóżkami. Na górze Richard przestał istnieć, nikt go nie zna i nie pamięta, tutaj Na Dole jest nikim. Perspektywa wyjątkowo niesmaczna. Przemierzając korytarze znajdujące się 100 metrów pod powierzchnią miasta, spotka osoby i stwory, których nie powinno się nawoływać, a ich imiona powinny być zakazane. Na Dole Knight’s Brigde staje się Night Bridge pełnym ciemności zabijającej nieostrożnych, w Shepherd’s Bush można spotkać pasterzy, ale lepiej ich nie spotykać. Najważniejsze jest to, aby pamiętać, że w metrze Londynu Na Dole nie można pod żadnym pozorem zbliżać się do krawędzi peronu. Podróż Richarda Oliviera Mayhewa rozpoczyna się ponownie.

Neil Gaiman lubuje się we współczesnej mrocznej baśni dla dorosłych. Jego dzieła pokazują nam świat, który mógłby, a może nawet istnieje i zaczyna się na ciemnym strychu lub w zalanym mrokiem pokoju. Obrazy z naszej wyobraźni rysują kształty, później dotykają one nas, gdy śpimy, drażnią nasze ramiona, a gęsia skórka pojawia się na naszych karkach. Rano budzimy się mówiąc „Ale miałem sen” – ale czy siniak na ramieniu to też tylko sen? Czasami chciałbym zejść do tego Londynu Na Dole, chciałbym, aby nie był to tylko wymysł, ale prawdziwe miejsce gdzie dzieje się magia.