ONA:
Moje gerontofilskie tendencje objawiają się w najmniej oczekiwanych momentach. Bruce’a Willisa kocham od chwili, gdy zobaczyłam pierwsze „Umrzyj mocno” i z wiekiem podoba mi się ten pan coraz bardziej, bo jest charakterny jak cholera… Ale ciągoty do „panów w pewnym wieku” chyba są coraz silniejsze (jezu, why?!), bo oglądając film „Siostry” najbardziej podobały mi się sceny z Richardem Burgi, który standardowo – grał gamonia.
Tyle jeśli chodzi o głęboko skrywane ciągoty… Wiem, ten temat jest o wiele ciekawszy niż film Curtisa Hansona, w którym główne role powierzono Cameron Diaz i Toni Collette, a także z Shirley MacLaine. „Siostry” to bardziej dramato-obyczajówka niż komedia, chociaż pojawiają się tu ze 3 śmieszne sceny. Reszta jest bardziej „urocza”, niż zabawna. Filmów tego typu nakręcono już tak dużo, że w zasadzie nie jest to odkrywcza działka, ale mimo wszystko – ludzie takie kino wybierają. Ja również. Dla mnie obyczajówki z dramatycznymi i komediowymi elementami są idealnym wyborem na wieczór po ciężkim dniu. Nie trzeba myśleć, nie trzeba analizować, knuć i spinać się – można oglądać, w tym samym czasie jechać na rowerze stacjonarnym. Ja tak lubię najbardziej…
Maggie (Diaz) i Rose (Colette) Feller są siostrami. Poza wspólnym nazwiskiem i miłością do butów (no, i numerem obuwia), dziewczyny dzieli wszystko. Młodsza jest typem „problemowym”. Na pierwszy rzut oka: pustaczek. Ładna, ale głupia. Kłopoty nie muszą szukać jej, bo ona sama je odnajduje. To typ łazika: tu coś ukradnie, tu popracuje przez chwilę, ale zwykle spada na cztery łapy. No bo sorry, jak jest się piękną, długonogą i zaokrągloną w strategicznych miejscach blondynką, która ma totalną świadomość tego, ile jej powierzchowność jest w stanie wyciągnąć – mało kto jest w stanie się jej „sprzeciwić”. Dziewczyna korzysta z tego, że jest młoda i atrakcyjna – i jakoś to będzie… Starsza siostra jest jej zupełnym przeciwieństwem. Rose jest prawniczką, która totalnie oddała się swojej pracy. Przychodzi pierwsza, wychodzi ostatnia. Jest szanowana, pnie się po stopniach kariery, nosi korpo-mundurki i za cholerę nie umie poukładać sobie życia prywatnego. Nie jest klasyczną pięknością, ale wystarczy, że „trochę” podziała – i już jest lepiej. Ma mnóstwo kompleksów – ale nie walczy z nimi, tylko wpierdziela w ramach smutku kolejną paczkę chipsów z dodatkiem lodów. A gdy jest jej bardzo smutno – kupuje kolejną parę przepięknych szpilek, w których i tak nie chodzi, bo w korpo nie wypada. Wydawać by się mogło, że romans z jednym z szefów – Jimem (Burgi *serduszka*) będzie jakąś trampoliną do poprawienia jej beznadziejnego życia prywatnego, ale wtedy pojawia się Maggie. Rose wie, że obecność jej młodszej siostry zwiastuje tylko problemy. I tak też się dzieje… Za duża różnica charakterów… Były momenty, kiedy mamy wrażenie, że siostry kochają się i wspierają, ale potem… potem Rose przyłapuje Maggie w łóżku z Jimem. Gargantuiczna awantura rozdziela obie kobiety… Można by pomyśleć, że raz na zawsze, ale to w końcu film amerykański, więc trzeba to wszystko poukładać do kupy…
Rozstanie sióstr paradoksalnie bardzo dobrze na nie wpłynęło. Maggie odkryła, że mają babcię, do której pojechała, by się gdzieś „zaczepić”. W gorącym Miami odkryła swoją lepszą stronę, ale to wyłącznie zasługa Elli (MacLaine). Życie Rose też bardzo się zmieniło. Upokorzona przez byłego szefo-kochanka, wkurwiona na siostrę i cały świat, postanowiła rzucić robotę. I w jej życiu pojawia się mężczyzna. Kto by pomyślał, co? Tylko teraz co zrobić, by na nowo połączyć losy obu sióstr? Scenarzystka Susannah Grant nie próżnowała i utkała historię, która jest jak Nutella. Wszyscy lubimy, pasuje do wielu potraw i chwil, najlepiej wyjadana palcem, prosto ze słoika… Ale po którymś zanurzeniu, zaczyna nas mdlić…
„Siostry” to kolejna bardzo „babska” produkcja, która ani nie wniesie niczego nowego do kinematografii, ani tym bardziej nie obudzi w nas jakiś głęboko skrywanych uczuć. Nie ma szans nawet na odrobinę wzruszenia. Ogląda się to i tyle. To bardzo powierzchowne i błahe dzieło, ale nie można zarzucić mu, że jest źle nagrane. Pod względem technicznym i aktorskim – jest okej. Cameron Diaz wydaje się być stworzona do takich ról. Ale w filmie pada tekst: Rose pyta swojej siostry co będzie, gdy pojawią się zmarszczki, a uroda przeminie… No właśnie Cameron… Co wtedy? Prowadzenie Talk Show?
ON:
Trzeba przyznać, że od momentu, jak pojawiło się Marudzenie, dużo więcej czasu spędzamy na seansach filmowych, czytaniu książek i nawet granie na konsoli traktuję jako pracę. Musimy sobie radzić z różnymi gatunkami, nie tylko z tym, który kochamy najbardziej. Czasami miło jest oderwać się od wszystkich sensacji i thrillerów i poświęcić dwie godziny na kino obyczajowe.
Kiedyś wspominałem, że obyczajówki i dramaty to nie moje filmy. Nie przepadam nad rozdrapywaniem ran, rozczulaniem się nad własnymi słabościami itd. Czasem pojawiają się jednak dzieła, które nie irytują mnie, mogę je obejrzeć i co najważniejsze po seansie mogę powiedzieć: „To całkiem niezłe kino”. Tak właśnie jest z „Siostrami” w reżyserii Curtisa Hansona.
To opowieść o kompletnie różnych, dorosłych siostrach, które mimo najgorszych przejść nie potrafią przestać się kochać. Meggie to szmacisko, dziewczę, którego praca się nie trzyma, woli się bawić, niż zarabiać pieniądze. Kasę zawsze skądś wyciągnie, ale nie z ciężkiego harowania po kilkanaście godzin. Dodatkowo Meggie jest otwarta, wesoła i łatwo nawiązuje kontakty. Ułatwia jej to wygląd, bo trzeba przyznać, że ciało ma ładne, ale mózgu, a dokładnie empatii jest jej brak. Rose to jej kompletne przeciwieństwo. Szara myszka, pracująca w kancelarii adwokackiej, nie narzeka na brak kasy, ale brak jej wszystkiego innego. Nie ma faceta, trudno nawiązuje kontakty, no i nie zaliczymy jej do miss.
Od zawsze było tak, że to Rose ratowała tyłek Maggie. Tak jest i tym razem, nawalona siora przywędrowała w środku nocy do domu i poczuła się jak w hotelu. Pobyt się przeciąga i zaczyna być coraz to bardziej irytujący. Przez beztroskę dziewczyny jej siostra wielokrotnie ma problemy i wpada w tarapaty. Miarka się przebiera, gdy Rose nakrywa swoją sis z jej obecnym facetem. Sielanka musi się skończyć.
W tym momencie życie obu dziewczyn wywraca się do góry nogami. Maggie dowiaduje się, że jej babcia nadal żyje (co skrzętnie ukrywał przed dziewczynkami ojciec) i postanawia ją odwiedzić. Oczywiście, nie ma zamiaru nikomu o tym mówić. Rose zaś rzuca robotę w kancelarii, bo jej były jest jednym z właścicieli i rzuca się w wir dorywczych zajęć. Na pewien czas drogi dziewczyn się rozchodzą…
„Siostry” trwają ponad 120 minut, ale z jakiegoś powodu nie odczujemy, że spędzamy przed TV dwóch godzin. Historia, pomimo tego, że przewidywalna, jest bardzo zgrabnie opowiedziana i nawet facet jest ją wstanie łyknąć. Szczególnie jeśli będzie zmuszony na wspólny seans ze swoją ukochaną, to nie musi obawiać się, że przyśnie, a później będzie miał problem z odpowiedziami, gdy będzie przepytywany z fabuły. Ogląda się.