Jest mniej więcej połowa czerwca. I wydaje mi się, że mam już „Książkę roku” za sobą. Z jednej strony, to dość słabe, bo przecież mam jeszcze pół roku czytania, ale z drugiej – przysięgam, dawno nie czytałam czegoś równie świetnego.
Adam Kay – Będzie bolało – recenzja
Mam szczęście do książek. Nie trafiam ostatnio na książki słabe, czy nudne. Trafiam na same dobre i ciekawe. Ale „Będzie bolało” to zupełnie inna klasa. To książka, która totalnie wpasowuje się w moje oczekiwania. Jest bardzo ciekawa i przepełniona mądrym, zadziornym i sarkastycznym dowcipem. Jest prowadzona w formie pamiętnika, a ja odkąd przeczytałam Bridget Jones – uwielbiam taki styl. I opowiada o lekarzu, jego codzienności, jego pacjentach, pracy, sukcesach i porażkach. Pokazuje trochę „od zaplecza” jak to wszystko wygląda.
Ja bym była świetnym lekarzem. Tak myślę. Po kilkunastu sezonach „Grey’s anatomy” i „Ostrego dyżuru”, nie wspominając juz o przygodach dr Quinn, mogłabym przeprowadzić co najmniej kilka podstawowych zabiegów z dziedziny chirurgii. Ot, wycięcie wyrostka, to przecież każdy potrafi. Może nawet cesarkę bym mogła zrobić – widziałam na yt wiele razy. Jestem cierpliwa, troskliwa, opanowana, potrafię pracować w stresie i wystarczy mi kilka godzin snu. Jest tylko jeden problem.
Nigdy nie widziałam nieboszczyka. Widziałam naszego nieżywego jamnika. I tyle. I jutro strzeli mi 32 rok życia, a ja nadal w tej sferze jestem dziewicą. Podejrzewam, że na każdym etapie medycyny trzeba liczyć się, że trafi się na nieboszczyka, ale to dla mnie za dużo.
Z tego samego powodu dość szybko przekreśliłam wizję zostania weterynarzem.
Wiecie, jak się jest nauczycielem, to też można robić dużo pożytecznych rzeczy, ale jednak ryzyko obcowania ze śmiercią jest mniejsze.
Ale ciągota do medycyny pozostała. Potrafię zdiagnozować szkarlatynę oraz wrzody.
Mnie to kompletnie nie dziwi, że gdy w domu pojawił się Adam Kay ze swoim „Będzie bolało”, to ja zapomniałam o całym świecie. Jedzenie? Meh. A spanie? Na co to komu! Praca? No dobra, tu jednak nie odpuszczam, pracuję zawzięcie, żeby moje psy miały godne życie. Ja pożarłam tę książkę. Zaczytana byłam po uszy, świat nie istniał. Odpoczywałam cała, czytając historię zawodową autora. Śmiałam się, wzruszałam, przeżywałam. Kapitalna lektura. Co ciekawsze kawałki wrzucałam na moje instastories, co kończyło się tym, że kolejne osoby wysyłały mi info, że właśnie kupiły książkę. A ja jestem przekonana, że wszyscy będą pod równie mocnym wrażeniem, co ja.
Adam Kay był lekarzem. Książka jest takim „zapiskiem” drogi, która prowadziła go od bycia stażystą, po ostatnie dni w zawodzie. Im dalej – tym mniej zabawnie. Tym bardziej gorzko i przerażająco. Ta książka w całej swojej lekkości sprawia, że zaczynamy myśleć. Jest błyskotliwa, wciągająca. Świetna.