ONA:
Stephanie Plum, bohaterka książek Janet Evanovich, w moim życiu pojawiła się zbyt późno. Niedawno wpadł mi w ręce szósty tom jej powieści, którą pożarłam dosłownie w chwilę i chcę więcej. Plum zauroczyła mnie swoim niegramotnym życiem, problemami i wredno-cierpkim humorem. Jedno jest pewne: chcę więcej! Mam nadzieję, że w mojej biblioteczce zaległe pozycje pojawią się szybko, a tymczasem, żeby mieć pełny obraz historii, postanowiłam obejrzeć film na podstawie pierwszego tomu, czyli „One for the money”. Polski tytuł jest tak żałosny, że nie warto o nim wspominać.
Poznajemy Plum (Katherine Heigl) akurat, gdy zaczyna walić się jej świat, ale mimo to ona nie traci nadziei i swojej zadziorności. Gdzieś mimochodem dowiadujemy się o jej problemach z facetami, z rodzicami i babcią, z pracą i całą resztą. Aktualnie szuka zajęcia, który pomoże jej wykaraskać się z ogromnych kłopotów finansowych. Do tej pory Plum zajmowała się sprzedażą bielizny, teraz chce/musi robić cokolwiek, byle tylko mieć na życie. Cóż, okazuje się, że zdobycie fajnej i dobrze płatnej pracy nie jest takie proste. Z pomocą przychodzi rodzina, która sugeruje jej, że może kuzyn Vinnie coś pomoże. Steph trafia do jego biura i w jednej chwili staje się łowczynią nagród. Ale łapanie jakiś byle płotek jej nie satysfakcjonuje. Ona potrzebuje solidnej ryby, by jej 10% prowizji miało jakiś sens i wyprowadziło ją na prostą. Ostrzy sobie zęby na pana Joe Morelli’ego (Jason O’Mara), policjanta, który zamieszany jest w jakieś morderstwo. Zupełnie przypadkiem i lata temu się bzyknęli, no i ona kiedyś przejechała mu stopę. Ale iskrzy dalej.
Poza kilkoma śmiesznymi tekstami, które zawdzięczamy wyłącznie Evanovich, w tym filmie nie ma nic wartego uwagi. Przede wszystkim razi cholernie zły dobór aktorów. Heigl to delikatna blondyneczka, którą znam z „Chirurgów” i „Wpadki”, i w takich rolach spisuje się świetnie. Teraz ma totalnie nietwarzową fryzurę, na siłę jest upchnięta w niedbałe ciuchy i chyba tylko w jednej scenie widać zarys jej apetycznej figury. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę postać, czytając kolejne strony powieści. Zresztą, podobnie jest z Morellim. O’Mara jest Irlandczykiem – przystojnym, to fakt, ale ja liczyłam na zdecydowanie bardziej południową urodę. O ile czasami tak jest, że charakterni aktorzy nadają dodatkowego smaku fabule, tak w tym przypadku miałam wrażenie, że ją pogrzebali. Prawie wszyscy, poza niezłomnym Rangerem (Daniel Sunjata), który działa na zmysły podobnie jak mleczna czekolada z płynnym toffi w środku. Mmm… Fabuła kręci się wokół damsko-męskich gierek, kto jest bardziej cwany i przebiegły, a i tak wiemy, że wszystko ma romantyczno-erotyczny podtekst. Podobno to komedia sensacyjnie romantyczna. Szkoda, że wątek kryminalny był za bardzo okrojony i traktowany po macoszemu.
Niestety, nadzieje płonne, a zawód ogromny.
Nie zniechęca mnie to jednak do tego, by zdobyć pozostałe książki, bo na moje oko, papierowa Plum jest o wiele bardziej charakterna.
ON:
Paulina jakiś czas temu dostała do recenzji książkę Pani Evanovich, o lasce, która jest łowczynią nagród, tyle że o samej pracy nie wie nic. Oczywiście, są tam przystojni faceci, cześć z nich to dranie, inni zaś powodują u głównej bohaterki skiślenie niemiłosierne. Od kilku dni Papi wspominała mi, że chce zobaczyć ekranizację pierwszego tomu tej bestsellerowej serii. Jak sobie zażyczyła, tak też się stało i w dniu wczorajszym na naszym ekranie zagościł film pod tytułem „One for the money” – w polskim tłumaczeniu „Jak upolować faceta”.
To typowa komedyjka romantyczna dla kobiet. Faceci powinni omijać ją szerokim łukiem, ponieważ ten film jest po prostu słaby. Podobno książki o łowczyni są wyjątkowo śmiesznie i dobrze napisane, ale scenarzystom nie udała się ta sama sztuka i jest po prostu średnio. Nie ukrywam, że zdarzyło mi się kilka razy uśmiechnąć, ponieważ dialogi potrafiły wymusić na mnie odrobinę reakcji, ale całość jest lekko mówiąc mało strawna – przynajmniej dla mnie. Widziałem z jakim zapałem Paula połykała książkę, z filmem już tak nie było. Stephanie Plum przez „x” lat swojego życia sprzedawała bieliznę w jednym z amerykańskich sklepów, niestety, nastała chwila, gdy otrzymała wypowiedzenie i musiała pożegnać się ze stałą pracą. Było to jakieś szczęść miesięcy temu, a naiwne dziewczę nikomu o tej tragedii nie powiedziało. Wreszcie podjęła ten ryzykowny krok i zdecydowała się przyznać do wszystkiego swoim rodzicom, a przy okazji i babci. Podczas rodzinnego obiadu wszyło szydło z worka, ale jak to się mówi: „Nie czas płakać nad rozlanym mlekiem”. Stephanie musi się wziąć za siebie i znaleźć dobrze płatną pracę. Los chce, że trafia do biura łowców nagród, gdzie miała otrzymać dorywczą biurową robotę. Niestety, wyszło inaczej niż by chciała i decyduje się na zabawę w „bountyhuntera”. Przekonuję ją 10%, które może zgarnąć z każdej nagrody. Za niejakiego Joe Morelliego może zgarnąć 50 tysięcy dolarów, co jest kwotą bajońską. Ponieważ scenariusz jest naiwny, jak 4-latek w rękach pedofila, okazuje się, że laska kiedyś się z nim przespała, ale on ją olał. Każdy zna każdego, wiec zdobycie informacji na temat bandziora nie jest trudne, lokalne prostytutki śpiewają jak kanarki, a pani łowczyni bez przeszkolenia balistycznego strzela jak szalona ze swojej 38-mki.
To dzieło jest na poziomie amerykańskich filmów, puszczanych w godzinach popołudniowych dla matek siedzących w domu, które nie mają za wiele rozumku. Takiego rodzaju kino leci także w naszej telewizji na wszelakich kanałach rozrywkowych, kiedy jesteśmy w pracy. Jeśli kolejne odcinki serii będą na podobnym poziomie, to nie wróżę wielkiego zarobku na tym kinie. Dla fanów książki i raczej nikogo innego.