ON:
Długo czkałem na dobrą grę z rzymskim klimatem w tle. Zawsze chciałem pobiegać legionistą i powalczyć w imię Cezara lub chronić Rzym przed najeźdźcami. Okazuje się, że moje prośby zostały wysłuchane i jednym z flagowych tytułów na Xbox ONE jest stworzony przez Crytek „Ryse: Son of Rome”. Tytuł ten ma wielu zwolenników, jak i wielu przeciwników. Zarzuca mu się liniowość, dużą ilość QTE i nadmierną brutalność. Czasem dorzuca się do tego prostą historię i długość samej rozgrywki.
Jego imię to Marius Titus. Jest rzymskim żołnierzem, który żyje w dość burzliwych czasach. Cesarstwo jest zagrożone, barbarzyńskie plemiona szturmują stolicę, Rzym. Nasza przygoda zaczyna się właśnie w tym momencie, by chwilę potem cofnąć nas w przeszłość, do dnia, w którym giną rodzice oraz siostra legionisty. Jak łatwo dojść, „Ryse” jest opowieścią o zemście. O poszukiwaniu winnych śmierci bliskich. To także historia o zdradzie, przemocy i seksie. Nie ma tutaj miejsca na słodkości i słabości. Kto nie był twardy, ginął.
Flagowa produkcja na Xbox ONE stworzona jest z piekielnym rozmachem i z dbałością o szczegóły. Nie mówię już o samej grafice, ale o grze aktorskiej i voice-actingu. W produkcji znajduje się praktycznie półtorej godziny cutscenek, które wprowadzają nas w kręte ścieżki opowieści. Każda z ze scen to wyjątkowy pokaz współczesnej technologii i klasy aktorów. Nim przejdę jeszcze do rozgrywki – wspomnę o grafice, która jest naprawdę wyjątkowa. Paulina stanęła przed telewizorem, podczas mojej gry i powiedziała „Kurde, ładne to”. Jak już ona wypowiada takie słowa, to znaczy, że produkcja jest wyjątkowa. To chyba najładniejsza gra na konsolę Microsoftu. W połączeniu ze świetną grą aktorów, otrzymujemy całkiem wyjątkowe dzieło.
„Ryse: Son of Rome” to gra akcji widziana za pleców naszego bohatera. Marius przebywa bardzo długą drogę. Podzielona na 8 rozdziałów rozgrywka zajmie nam około 10 godzin. Ten czas przepełniony jest adrenaliną. Naszym orężem jest rzymski miecz oraz charakterystyczna tarcza. To dzięki tej dwójce będziemy przebijać się przez hordy wrogów. Tak naprawdę musimy nauczyć się odpowiednio walczyć i blokować ciosy przeciwników. Wszystko po to, aby przeżyć, ponieważ często zdarza się, że musimy walczyć z kilkoma, a nawet kilkunastoma barbarzyńcami na raz. Tylko uniki i bloki są naszymi przyjaciółmi. Kilkukrotnie podczas całej przygody będziemy mogli użyć broni rzucanej oraz balisty. To jednak pojedyncze przypadki. Etapy są zróżnicowane, ale każdy sprowadza się do jednego: do wybicia wszystkich przeciwników i wypełnienia celu misji. Tak naprawdę różnią się tylko lokacje, w których przyjdzie nam walczyć. Trzeba przyznać, że dopracowanie wszystkich elementów oraz ich budowa, potrafią zaprzeć dech w piersiach. Szczególnie duże wrażenie robią etapy dziejące się w lasach. Bujna roślinność, to znany element gier od Cryteka.
Poza trybem single otrzymujemy także multi. Który daje dużo dodatkowej zabawy. Jednym z trybów jest „przetrwanie”, polegające na przeżyciu jak najdłużej na wybranej mapie. Przeszkadzać będą nam kolejne fale wrogów. W tym trybie musimy grać z innym graczem. Mamy też opcję multi dla pojedynczego gracza. Tutaj także musimy pokonać przeciwników, a ponadto wykonać dodatkowe zadania. Czasami to uwolnienie więźniów, innym razem zniszczenie balisty itd. W każdym z trybów zbieramy doświadczenie, które pozwala levelować naszemu „gladiatorowi”. Dodatkowo, za zdobyte złoto możemy zaś kupować wyposażenie i broń.
„Ryse: Son of Rome” jest grą dobrą. Denerwuje liniowość i czasem najwyższy poziom trudności, wkurzają mikropłatności, a jednak gramy dalej. Może dlatego, że to całkiem grywalna produkcja. Na pewno warto choć raz odpalić ten tytuł, aby zobaczyć jak ładnie może wyglądać gra na Xbox ONE.