ONA:
Filmy, które oglądam, dzielą się na ogół na te, które chcę obejrzeć i na te, które ot tak, wpadają mi do łapek. Strasznie nie lubię, gdy te z pierwszej grupy okazują się gniotami, za to uwielbiam, ukochuję sobie totalnie, gdy te drugie, te, na które nie liczyłam, zaskakują mnie tym, że są po prostu dobre. W mojej prywatnej definicji „dobrego filmu” zawiera się między innymi to, że mówię o nim znajomym. Że polecam go, że zapamiętuję jego tytuł i całą fabułę. Z pewnością do tego grona zaliczę najnowsze dzieło Atoma Egoyana.
Ten reżyser lubuje się w pedofilii najwyraźniej. Okej, źle to zabrzmiało – lubuje się w filmach o pedofilii. W filmach, które są brzydkie, ciężkie i złe. W których nie ma ani jednego momentu, w którym w nas, widzach, mogłaby pojawić się nadzieja na lepsze. Te filmy są jak stalowe kajdany, które ciągną nas w otchłań smutku. Oglądanie tego typu dzieł na lekkim dole doprowadzi nas na skraj emocji i uczuć, o których wolelibyśmy nie wiedzieć. Zaczynamy wraz z naszymi bohaterami przeżywać te ciężkie wydarzenia i mimo, że jesteśmy „bezpieczni”, zaczynają nas boleć…
W filmie „Pojmani” Egoyan bawi się praktycznie każdym elementem składowym. Zachwiane są sekwencje czasowe, bohaterowie sprawiają, że jesteśmy skołowani, a sama historia, pomimo dość konkretnego zakręcenia i z wieloma zwodami, i zagrywkami psychologicznymi, rozwiązuje się ot tak. Mamy tu kilku bohaterów: jest Matthew (Ryan Reynolds), który jest przykładnym mężem i ojcem Cass. Potem nagle mamy „hop” i pojawia się apetyczna Nicole (Rosario Dawson) – policjantka, która zajmuje się tropieniem pedofilów. Jak połączyć te dwa wątki? Ano w bardzo prosty sposób – Cass zostaje uprowadzona przez zwyrola. Mijają lata, dziewczynka się nie odnajduje. Przez ten cały czas żyje w klatce, którą stworzył jej pedofil. Ma swoje małe, odcięte od innych ludzi mieszkanko, właściwie pokój. Ma tam łóżko, trochę książek, jakiś instrument do grania. I teraz, po 8 latach, swoim oprawcom służy jako „lep” na nowe ofiary. I wtedy wpadają na jej trop. Przez cały ten okres Matthew nie przestawał szukać swojej córki, ale wszelkie jego starania szły na marne. Do tego ktoś w końcu rzucił tezą, że może on sam doprowadził do jej uprowadzenia, że ją sprzedał…
„Pojmani” to całkiem niezłe kino. Absorbuje uwagę – to najważniejsze. Ale jednocześnie wymaga skupienia, co dla mnie, dziecka z nadpobudliwością, jest nie lada wyzwaniem. Lawiruje pomiędzy bardzo ciężkim dramatem, a nieco czarną komedią. Beznadziejnym wyborem okazało się obsadzenie R. Reynoldsa w roli głównej, bo dla mnie w tym aktorze nie ma grama dramatyzmu i emocji. Jest strasznie słaby w swojej roli, a ten jego wzrok spaniela niezależnie czy jest zły, czy smutny, czy wesoły – zawsze jest taki sam. Kolejne zastrzeżenie, które mam, to niepotrzebne nagromadzenie wątków, miejsc, okoliczności i durnych ciągów przyczynowo-skutkowych. Ale oglądałam go z niemałym zaangażowaniem!
Jedno jest pewne: filmów z pedofilami mam dość na ten rok.
ON:
Ostatnio mamy „pecha” do filmów o pedofilach i mordercach dzieci. Najpierw „Devil’s Knot”, a teraz „The Captive”. Co się okazuje: oba dzieła wyszły spod ręki tego samego reżysera, Atoma Egoyana. To facet potrafiący stworzyć specyficzny klimat, ale czasem gubiący się w swoich opowieściach, przez co stają się one miałkie i nudne.
„The Captive” jest kolejną opowieścią inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, która wyreżyserował pochodzący z Kairu artysta. Lecz jeśli w przypadku „Devil’s Knot” można było mówić o bardzo wiernym oddaniu tego, co działo się podczas sprawy morderstwa trójki chłopców, to tutaj mamy do czynienia jedynie z zalążkiem, lekkim pomysłem na opowiadaną historię.
Narracja jest trochę zakręcona, ponieważ zdarzają się tutaj momenty, w których możemy się trochę zagubić. Wszystko przez to, że film dzieje się na przestrzeni 8 lat. Tyle bowiem poszukiwano zaginioną dziewczynkę, porwaną z tylnego siedzenia półciężarówki jej ojca. Matthew zaraz po jej zaginięciu zgłosił się na policję i to okazuje się być największym błędem. Uprzedzona pani policjant oraz jej partner pracujący w oddziale do zwalczania pedofilii, starają się doszukać winy w ojcu. Sugerują, że to może on gdzieś zawiózł córkę i coś jej zrobił. Podczas takich oskarżeń każdemu mogą puścić nerwy. Niestety, dziecka nie odnaleziono. Małżeństwo mężczyzny rozpadło się, żona cały czas uznawała go za jednego winnego i nie można było mówić o zgodzie.
Przez kolejne lata Matthew stara się odzyskać równowagę, pracuje bardzo dużo czasu i często jeździ drogą, przy której zostało uprowadzone jego dziecko. Liczy, że może mu się poszczęści.
W tym czasie, po ośmiu latach, wiele zmienia się w policji. Rozwija się dział do walki z pedofilią, także tą internetową. Do ekipy dołączają nowi pracownicy, którzy starają rozwiązywać kolejne zagadki. Między innymi tą jedną, sprzed lat. Udaje się im trafić na sieciowy, bardzo dobrze zabezpieczony serwis, który zrzesza pedofili i gdzie pojawia się masa zdjęć, filmów, a nawet pokoje na żywo. Niestety, nadal daleko im do rozgryzienia kodu i całej szajki.
Nie chcę spojlerować, bo to najgorsze co mogę zrobić. Pomimo ogromnej ilość błędów i braku spójność, to dzieło da się obejrzeć. Nie wyrwie Was z butów, nie zaczniecie zastanawiać się nad głębią przekazu, po prostu z większym lub mniejszym znudzeniem przetrwacie seans. Niestety, znudzenie będzie Wam towarzyszyć, gdyż dzieło to ciągnie się jak gumka w majciochach.
Atom Egoyan jest reżyserem bardzo nierównym, cześć jego dzieł jest naprawdę bardzo dobra, a część pozostawia wiele do życzenia, tak jest właśnie z „The Captive”