ON:

Konsolowy „The Walking Dead” podzielony został na sezony, a te na mniejsze odcinki. Całe szczęście pomyślano o passie, który pozwalał ściągnąć je w trochę mniejszej cenie, dzięki czemu zakup takiej przepustki stał się całkiem opłacalny. Po zakończeniu pierwszego epizodu można było się spodziewać rozwinięcia opowiadanej historii. Nie trzeba było czekać zbyt długo, aby twórcy zapowiedzieli kontynuację przygód grupki ocalałych.

Aby napisać recenzję drugiego sezonu „The Walking Dead” i nie zdradzić wątków fabularnych, trzeba się bardzo postarać. Ten, kto nie zagrał w pierwszą część, powinien zakończyć lekturę właśnie w tym momencie. Szkoda, abym psuł Wam zabawę.

Pod koniec pierwszego sezonu przyszło spotkać nam pewnego jegomościa z torbą. Co w niej było – wiedzą wszyscy, którzy ukończyli ten wątek. Po wszystkich perypetiach przyjdzie nam kierować losami Clementine, 11 letniej dziewczynki, która musiała dość szybko dorosnąć. Wydaje się, że za szybko. Jej podróż na północ nie przebiega jednak tak, jakby sobie tego życzyła. W post-apokaliptycznym, opanowanym przez zombie świecie, to nie nieumarłych trzeba się bać, ale innych ludzi. Mało jest osób, które spotkane po drodze nie okazują się pojebami, zwyrodnialcami, czy innymi skurwielami. Najbezpieczniej wydaje się być, gdy dziewczę jest poza grupą. Pomimo zagrożeń, dość łatwo wyuczyć się pewnych zachowań, które mogą uratować życie. Niestety, pozostałości wieku dziecięcego potrafią wygrać z ostrożnością. Tak dzieje się między innymi podczas zabawy z pewnym zwierzakiem.

Im dalej zagłębiamy się w tę historię, tym lepiej poznajemy coraz to nowszych bohaterów, którzy mniej lub bardzie przypadną nam do gustu. Niestety, ciężko każdego z nich obdarzać pozytywnym uczuciem. Nawet jeśli są częścią grupy, to często działają na jej niekorzyść, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Widać to wielokrotnie podczas drugiego sezonu. Poza tym, po pierwszym sezonie możemy wyuczyć się pewnego schematu, według którego ginąć będę kolejne osoby. To chyba największa bolączka tej produkcji. Często sytuacje, w których dochodzi do tego typu zdarzeń, są po prostu absurdalne – szkoda.

Inna sprawa, że praktycznie z każdej sytuacji jest kilka wyjść, choć często prowadzą one do jednego rozwiązania, a nasze wybory tak naprawdę nie mają zbyt dużego znaczenia. To, czym się chwalono w części pierwszej, nie zawsze się sprawdzało i podobnie jest w części drugiej. Jeśli nie będziemy dla kogoś mili podczas jednej z rozmów, nie spowoduje, że ta osoba nie będzie chciała z nami rozmawiać w innej. System decyzyjności wydaje mi się nie do końca sprawdzać, ale może się mylę.

Największymi atutami produkcji Telltale jest klimat i storytelling. Tak dołujących produkcji jest naprawdę mało. Na każdym kroku czuć pustkę, brak ocalałych, włóczący się po ulicach nieumarli i cała masa innych drobiazgów pokazuje, jak bardzo w dupie jest ludzkość. Każda z postaci ma jakąś historię do opowiedzenia, każda niesie bagaż doświadczeń, którego za nic nie można się pozbyć. Jest to naprawdę niesamowite.

Drugi sezon „The Walking Dead” miejscami jest lepszy niż pierwszy, miejscami gorszy, ale na pewno jest produkcją, którą trzeba zobaczyć.