ON:

W 2005 roku studio „Quantic Dream” zapoczątkowało coś, co mogę nazwać interaktywnymi filmami akcji. „Fahrenheit” był drugą z kolei grą tego studia, wcześniejszy mający premierę „The nomad soul”, w którym David Bowie użyczył swojego wizerunku i głosu, był bardzo wysoko ocenianą przez krytyków i graczy produkcją. Ale pierwszy tytuł nie pokazał do końca w jakim kierunku idzie studio. Dopiero sześć lat później ekipa QD pokazała w czym są najlepsi i nie zamierzają łatwo oddać tytułu lidera. Dzięki temu mieliśmy okazję zagrać w „Heavy rain”, a za niedługą chwilę dostaniemy „Beyond two souls”. W czasie gdy przyjdzie nam czekać na kolejny hit, inne studio – „Telltale games”, uraczyło graczy wyjątkowym komiksowym „The walkind dead.”

Ta podzielona na pięć około dwugodzinnych epizodów gra przygodowa pojawiła się nagle i namieszała w świecie graczy konsolowych. Nawet osoby nie będące fanami „zombiaków”, znalazły tutaj coś dla siebie. Niby to prosty interaktywny komiks, w którym od czasu do czasu przyjdzie nam zebrać jakiś przedmiot i użyć go w innym miejscu, porozmawiać z innymi postaciami i podjąć decyzje co dalej robić, ale twórcom udało się w niezwykły sposób oddać klimat beznadziejności, klimat apokalipsy zombie, która jest już w tak zaawansowanej formie, iż nie ma dla nas żadnego ratunku. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy poznajemy głównego bohatera tej historii. Jest nim ciemnoskóry Lee Everett, siedzący na tylnym siedzeniu radiowozu. Znalazł się on w tej sytuacji dlatego, iż zamordował człowieka z którym sypiała jego żona. Na jego nieszczęście radiowóz nie dowozi go do „bezpiecznego więzienia”, ale na skutek wypadku, ląduje w przydrożnym rowie. Lee wychodzi z całej kraksy praktycznie bez uszczerbku na zdrowiu, ta sztuczka nie udaje się jednak kierowcy. W tej chwili przyjdzie nam zmierzyć się z interfejsem oraz pierwszym z zombie, których w tej produkcji nie brakuje. Jego podróż przez las kończy się na podwórku jakiegoś domu, tam po kilku małych perypetiach poznaje 8-letnią Clementine i od tej pory będzie jej przybranym opiekunem, do czasu odnalezienia jej rodziców. Nie będę rozpisywał się o fabule, gdyż każdy nawet najmniejszy szczegół może zepsuć zabawę. Wystarczy, że powiem, że zaczyna się długa podróż poprzez Stany Zjednoczone, a na drodze Lee i dziewczynki stanie bardzo wiele różnych osób, mających wpływ na ich dalsze losy.

Każda z akcji jaką przyjdzie nam podjąć, a także wybory podczas dialogów, mają wpływ na nasze późniejsze przygody, dylematy moralne z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć są tymi najstraszniejszymi, związanymi z ludzkimi uczuciami, a nawet życiem. Dzięki ograniczeniom czasowym, jakie nam narzuca gra, nie możemy za długo zastanawiać się nad podejmowanymi przez nas decyzjami, co dodaje odrobiny dreszczyku i sprawia, że  staje się bardziej rzeczywista.

Mimo kilku błędów „The walkig dead” jest tytułem praktycznie idealnym. To pozycja obowiązkowa dla fanów zombie, komiksów i przygodówek. Polecam.