ON:
Gdy za namową kumpla odpaliłem francuskie „Truck Racer”, nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać, bowiem dawno nie miałem do czynienia z produkcją tak spieprzoną. Jedynie prosty i w miarę szybki calak, zmotywował mnie, żebym to dokończył.
„Truck Racer” to arcadowe wyścigi ciężarówek. Niestety, z kierowaniem tymi majestatycznymi pojazdami nie mają wiele wspólnego. Model jazdy przypomina raczej wyścigi poduszkowców. Rozbujane do granic możliwości potwory gibają się na lewo i prawo niczym stare łajby na niespokojnym ocenie. Łatwiej prowadzi się starą babę po operacji biodra, po oblodzonej jezdni, niż te wielokołowce.
Jeśli chodzi o AI, to także nie możemy wymagać zbyt wiele. Kierowani przez „komputer” przeciwnicy są mniej rozgarnięci niż upośledzony szympans. Jeżdżą w kółko, kręcą się bez sensu, wpadają na siebie, przez co wygrywanie z nimi jest proste jak zabranie dziecku cukierka. Jedyny problem mogą spowodować trasy czasowe, ale i one nie są aż tak bardzo trudne. Wystarczy tylko odpowiednio podrasować auto i przejechać tor bez zbędnych kolizji.
Nie dajcie się zmylić opisem dystrybutorów i producentów. Ta gra nie ma nextgenowej oprawy. Dzięki „Truck Racer” cofamy się w czasie do epoki podrasowanej PS2-ki. Nie potrzebujemy Deloerana, by odbyć taką podróż, a to pozwala nam zaoszczędzić kupę kasy.
Oprawa dźwiękowa to także pierwszej klasy gniot. Silniki ciężarówek pracują niczym podrasowana kosiarka. Jęczenie, warczenie i mruczenie przypomina agonię umierającej fretki. Wspaniałymi dźwiękami są także te, które wydaje z siebie stojąca przy torze publiczność. Jeśli pamiętacie 8 bitowe konsole, to na pewno będziecie wiedzieć jaki to sampel. Smutny, głupi, gówniany.
Pomiędzy kolejnymi wyścigami otrzymujemy masę wspaniałych wskazówek, które są niezwykle odkrywcze, np. ”Przyjedź pierwszy, aby wygrać”. WOW! Dobrze, że ktoś to napisał, bo nie miał bym pojęcia co takiego zrobić, aby wygrać. Szkoda słów.
Fantastyczne jest także rozgrywanie wyścigów, podczas których eliminuje się kolejnych przeciwników. Po każdym okrążeniu odpada ostatni z wozów. Ponieważ często dublujemy całą ekipę, przegrany znika na naszych oczach. Po prostu „pfff i wyparowuje”.
Po 10 godzinach mamy za sobą 1000GS i 600 minut cyfrowego beta, który jeszcze kilka tygodni temu sprzedawany był w pełnej rynkowej cenie. Jeśli przyjdzie wam do głowy wydanie na to coś 200zł, to lepiej oddajcie tę kasę cygańskiej wróżce – więcej z tego będzie pożytku.