ON:
Gatunek NOIR ma to do siebie, że pomimo tego, iż ma wielu fanów, to rzadko znajdziemy dobre produkcje, które pozwolą nam wpaść w lepką, gęstą jak smoła atmosferę. Jeśli jednak już nam się to uda, to nie będzie możliwości wyrwać się z objęć tej śmiertelnej pułapki. Klimat to postawa tego typu opowieści i im jest go więcej, tym lepiej.
Na XBOX ONE pojawiła się produkcja „White Night”, za którą odpowiada Osome Studio. To dość nietypowa gra, która z jednej strony garściami czerpie z takich produkcji jak „Resident Evil”, a z drugiej – sama wyznacza nowe standardy w elektronicznej rozgrywce. Czy warto zjeść łyżkę strachu i przegryźć ją łyżką grozy? Zdecydowanie tak, ale są małe ale…
Ameryka końca lat 30-tych ubiegłego stulecia, to czasy smutne i głodne. Jest znacznie lepiej, niż było jeszcze kilka lat wcześniej, ale nadal nie przelewa się nikomu – głód ciągle zagląda do wielu kubków i talerzy. W tych czasach przyjdzie nam poznać naszego bohatera, który spędza kolejny wieczór w lokalnym barze. Jedynym remedium na brak pieniędzy jest wydawanie pieniędzy. W przypadku tego jegomościa – na alkohol. Wychylenie kilku głębszych pozwala na odrobinę zapomnienia i odcięcia się od całego smrodu i ubóstwa. Gdy opuścimy lokal, wsiadamy do auta i ruszamy w drogę do domu.
W tym miejscu warto zaznaczyć jak zbudowana jest produkcja Osome Studio. Mamy bowiem do czynienia z czarno-białą opowieścią, w której od czasu do czasu występuje jeden pojedynczy kolor. Czerń i biel to podstawa budowania napięcia i całego klimatu tejże historii.
Podczas podróży przed maskę naszego pojazdu wyskakuje młoda kobieta. Właściwie nie wyskakuje, a pojawia się dość znienacka. Szybki skręt kierownicy w lewo i na chwilę tracimy przytomność. Gdy ją odzyskujemy i wygrzebiemy się z auta, nie ma przy nim nikogo. Gdzie podziało się ciało? Czy w ogóle było? Na te pytania oraz wiele innych przyjdzie znaleźć nam odpowiedzi podczas podróży. Bardzo blisko znajduje się ogromna posiadłość, w której będziemy szukać schronienia, najważniejsze jest jednak, że jest tutaj aparat telefoniczny. Jeden szybki telefon i wszystko się wyjaśni, przyjdzie pomoc. W tym momencie światła gasną, a drzwi do domostwa zamykają się na głucho.
Tak jak Rork w „Przejściach” – my musimy opuścić domostwo i przeżyć. Dlaczego mamy się obawiać? Bo w ciemności coś na nas czyha. Duchy bliżej nieokreślone, które raczej nie mają koleżeńskich zamiarów. Spotkanie z nimi oznacza szybką śmierć i powtórkę naszych poczynań. Brak checkpointów oraz bardzo rzadkie punkty zapisu to ogromna bolączka. Drugą jest brak światła. „White Night” to gra bazująca na kontrastach i świetle. Jego brak to dla nas śmierć, nim jednak uda nam się włączyć jakąś żarówkę lub kominek, przychodzą nam z pomocą zapałki. Najgorsze jest to, że zawsze jest ich za mało, szybko gasną lub nie odpalają się wcale. Podczas podróży po domostwie zbieramy notatki z gazet, wycinki z różnych kronik, kawałki i zaczynamy zbierać „do kupy” całą historię zamieszkującej budynek rodziny. Fikcyjnej, której losy połączone są z prawdziwą historią USA.
„White Night” jest grą dobrą, ale niepozbawioną błędów. Męczy kamera, męczy sterowanie i pojawiające się znikąd duchy. Gdyby nie pewna przesada, to mielibyśmy pozycję wyjątkową. Niestety, otrzymujemy wartą ogrania przygodówkę z elementami horroru.