ON:
W latach 70-tych bracia Strugaccy wydali „Piknik na skraju drogi” – powieść tak inną, że dość szybko postawiła na głowie rosyjską fantastykę. Panowie przez lata swojej pisarskiej działalności stworzyli wiele dzieł, ale postać „S.T.A.L.K.E.R.A” pozostała w pamięci wielu czytelników, tak samo jak sławna ZONA. Świat przez nich stworzony stał się czczonym przez fanów uniwersum, które doczekało się wielu godnych następców. Jednym z nich jest Wiktor Noczkin.
„Ślepa plama” jest jego pierwszą powieścią z uniwersum „S.T.A.L.K.E.R.A”, wydaną na rodzimym rynku. Pierwszą i mam nadzieję, że nie ostatnią, bowiem opowieść o „Ślepym” jest naprawdę bardzo dobra i pomimo wolnego startu, już po kilkunastu, może 25 stronach, zaczyna pędzić jak rozpędzona lokomotywa.
Noczkin nie pitoli się z czytelnikiem. ZONA jest zła, ZONA jest zniszczona, skażona i zabójcza. W tym miejscu jesteś albo ostrożny, albo martwy, nie ma innej opcji. Opisy, które serwuje nam autor, są jak szklanka ukraińskiej wódki. Łykasz je duszkiem, a później dostajesz kopa w tył czaszki. Nie ma słodkiego pierdzenia. „Ślepa plama” ma przerażać i jednocześnie wstrzykiwać w nasze żyły dawkę adrenaliny, i to właśnie robi. Gdy zabierałem się za książkę, siedziałem z kubkiem gorącej kawy w ręce, ocknąłem się dwie godziny później, mając za sobą ponad 150 stron i kubek zimnej kawy w ręce. ZONA mnie porwała, wciągnęła i nie wypuściła.
Strefa, która stworzyli Strugaccy, powstała na wskutek lądowania pojazdów obcej cywilizacji. Miejsce stało się skażoną, wyjałowioną „równiną”, na której pojawiła się chmara zmutowanych stworzeń oraz dziwacznych zjawisk zwanych anomaliami, w anomaliach zaś znajdziemy artefakty dziwaczne przedmioty o ponadnaturalnych właściwościach. Nieodłącznym elementem wyposażenia S.T.A.L.K.E.R.A są śrubki. Tak dobrze widzicie, zwykłe stalowe śrubki. Dlaczego? Bowiem nigdy nie wiadomo co robi dana anomalia, czasem może się ona okazać zabójcza. A jak najłatwiej to sprawzić? Wrzucając w nią małą, maleńką śrubeńkę. Okazuje się, że najprostsze sposoby są najlepsze. Poza anomaliami w strefie możemy zginąć na wiele innych sposobów. Najczęstsze zejścia śmiertelne spowodowane są atakiem zmutowanych zwierząt, stworów, o których zapomniała matka natura, pokracznych dziwolągów posiadających niezwykłe zdolności, o których się nawet biologom nie śniło. Gdy zbierzemy do kupy te wszystkie elementy, to okazuje się, że bez odpowiednich umiejętności, bez wyposażenia i wsparcia innych S.T.A.L.K.E.R-ów możecie zapomnieć o zwiedzaniu ZONY.
Noczkin zapożyczył od Strugackich co najlepsze i dodał do tego trochę swojej przyprawy. Gdy wraz ze “Ślepym” i doktorem Dietrichem van der Meerem, który najął go jako przewodnika po strefie, przemierzamy dzikie połacie, zniszczonej przestrzeni, wiemy, że coś wisi w powietrzu. I tak też się dzieje. Za ich plecami zostaje bezpieczna „Gwiazda”, a przed nimi rozpościera się ziemia, która ma na celu jedno – zabić! Czytając „Ślepą plamę” dostajemy kopa w jajka, kopa, który może nas powalić na ziemię i doprowadzić do niechybnej śmierci lub kopa, który zmobilizuje nas do działania. Nic bowiem nie zwiększa ludzkiej możliwości, jak zagrożenie życia. S.T.A.L.K.E.R Wiktora Noczkina nie jest cieniasem, mimo, że czasem unika konfrontacji z zagrożeniem – nie jest także tchórzem. Przecież wiadomo kto ginie pierwszy – kozak, który uważa że jest najlepszy.
Książkę wydaną przez Fabrykę Słów czyta się naprawdę bardzo dobrze. Powinien po nią sięgnąć każdy z fanów świata wykreowanego przez Strugackich, ale i osoby wielbiące uniwersum “Metra“. Kawał dobrego, twardego i męskiego czytadła.