ONA:
Wszystko, co jest przesadzone, jest złe, jest tandetne i częściej powoduje śmiech, niż podziw. Niezależnie, czy to przesadzony makijaż, przesadzony tuning auta, przesadzona ilość chilli w zupie, czy przesadzony scenariusz, który z filmu robi kupę. Właśnie wczoraj tak było. „Odwrócić przeznaczenie” było takim mocno przesadzonym filmem, który mógłby być jakiś, gdyby nie wiele przeszkadzaczy. Podejrzewam, że bardziej doświadczony reżyser uniósłby go, a tak – jest słaby. Jednak podczas oglądania Dawid zainspirował się pomysłem na fabułę i zaproponował kolejny film – dodam, o wiele lepszy film.
„11:14” to film, który opiera się na podobnym schemacie. Mamy grupę osób, które mocno wpływają nawzajem na swoje losy. Oczywiście – jest dość tragicznie. Wszystko zaczyna się w chwili, w której pewien młody mężczyzna pod osłona nocy ma wypadek samochodowy. No cóż, zdarza się. Nie byłoby jednak problemu, gdyby nie to, że koleś jest pijany, a pod kołami auta nie znalazłby się człowiek. To wydarzenie nakręca spiralę nieszczęść, chociaż, jak się dowiadujemy w kolejnych etapach filmu, to wcale nie zaczęło się od tego wypadku. Kto złożył się na te wszystkie tragiczne wydarzenia? Ano wspomniany już kierowca na rauszu, młoda dziewczyna, która nie gra zbyt fair, jej chłopak, który dla swojej miłości jest w stanie zrobić wszystko, trzech kumpli, którzy chcą się zabawić. Mamy też kilka innych osób i cała ta grupa jest w jakiś tam sposób ze sobą powiązana różnymi relacjami. I wtedy, punktualnie o 11:14 dochodzi do wypadku… W kolejnych sekwencjach przemierzamy razem z bohaterami poszczególne fragmenty opowieści, by z wielu perspektyw opowiedzieć tę samą historię…
W odróżnieniu do filmu z wczoraj – tu jest „jakoś”. To nadal kręci się wokół dość tandetnego gatunku i poziomu sensacji, ale ja w kilku momentach zostałam z opadem szczęki. Ten film jest przewidywalny na zasadzie „Oho, teraz to już muszą połączyć w całość”, a tu guzik – i mamy kolejny epizod. Przy tym ciągłym naciąganiu on mimo wszystko się nie dłuży. To dzieło na raz, ale mimo wszystko jest całkiem fajnie.
Odwrócenie chronologii fabuły to zjawisko w filmie znane, ale niezbyt często stosowane. Bardzo łatwo można taki pomysł spierdzielić, szczególnie, gdy za wszelką cenę chce się dopchać tu „coś jeszcze”. Drodzy twórcy – wierzcie mi, nie trzeba! To zabieg, który sam w sobie jest szalenie intrygujący i wystarczy nie zakręcić się we własnym pomyśle i planie. Potem już z górki.