Naprawdę trudno mi samej uwierzyć w to, co piszę, ale zaczęłam oglądać serial Patryka Vegi. O „Kobiety mafii” mi chodzi – dokładnie mówiąc. Czasem, gdy siadam na stacjonarny rower, by zrobić cardio, wybieram coś lekkiego, niezobowiązującego, nad czym nie muszę myśleć, zanadto analizować i zastanawiać się nad wątkami i całą resztą. No umówmy się – to Vega. Tu wszystko jest położone na tacy, okraszone przekleństwami i słabymi efektami. Tego się spodziewałam, to dostałam. Nadal boli mnie, gdy widzę u niego zdolnych aktorów, ale hej – wszyscy musimy pchać rzeczy do gara.
Kobiety mafii (serial) – recenzja
Filmu nie widziałam. To znaczy „nie widziałam…” – jak można nie widzieć, skoro z każdej strony pojawiały się zajawki, trailery, fragmenty i recenzje. Z jednej strony, że super, że to proste kino, a z drugiej, że to kino typu „lobotomia”.
Więc jestem ja, mój rower stacjonarny, ipad z zainstalowaną aplikacja Showmax. Lecimy.
I obejrzałam póki co dwa odcinki. Nie spodziewałam się szału, ale na moje oko w budowaniu historii Vedze idzie lepiej w serialach, niż w filmach. Nie powiem, że to wyjątkowe dzieło, ale cholera… wciąga. Nie powiem też, że aktorsko jest tu klasa, bo na moje oko Warnke, Stramowski, Oświęcimski i Wieniawa po prostu powinni mieć zakaz odgórny pojawiania się na małym i dużym ekranie, a tu są tak cholernie przerysowani, że bolą ósemki, no ale niech będzie – bronią się w tak zwanym ogóle.
To historia świata przestępczego i tych wszystkich agencji, które są z nimi powiązane. Twórcy pozwalają nam niby podejrzeć, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, jak to wszystko MOŻE wyglądać. Wszystko okraszone rubasznym i żenującym humorem, solidną dawką przekleństw, tragicznym wykonaniem, ale jednak… obejrzałam pierwszy odcinek, potem drugi i pewnie obejrzę kolejne. Chyba powinno mi być za siebie wstyd.
Nie mam zbyt dużego doświadczenia w polskich serialach. Nie oglądam telewizji, nie wiem czy „Magdę M.” jeszcze puszczają i co się dzieje u Lubiczów. Nie mam pojęcia jak pod względem „technologicznym” plasuje się dzieło Vegi, na tle innych, bo nawet w końcu nie obejrzałam tego „Belfra”, nad którym wszyscy się zachwycali. Niemniej, na moje oko jest dużo więcej gorszych produkcji.