Annihilation - recenzja1

No nie powiem – moje oczekiwania były spore. Tajemnicza wyprawa, jakieś dziwne rzeczy, strefa X, ekspedycje, dziwne rzeczy, dziwne sprawy. No miało to być dobre, do cholery! Tylko czemu to było tak przykro nudne?

Annihilation – recenzja

Serio, obejrzałam ten film kilka dni temu i naprawdę nie mam pojęcia, czy pamiętam, czy tam były jakieś ciekawe rzeczy. Aż mi przykro, bo dobrych filmów o podobnej tematyce nie ma zbyt wielu, a jak już coś powstanie, to wygląda źle. Albo fabuła nie trzyma się kupy.

Zatem: mamy biolożkę, ex-żołnierkę (o mamo!), która próbuje rozwikłać tajemnicę zniknięcia, zaginięcia swojego męża. Trafia więc do jakiegoś dziwnego miejsca, w którym nic nie jest normalne i typowe. Flora i fauna jest kompletnie inna. Plus dużo oddziałuje na umysły członków ekspedycji. A Natalie Portman wygląda tak, jakby ciągle płakała, miała płakać, lub płakała dużo i długo wcześniej. Ciekawy impakt.

Tak naprawdę jedyny – acz dość naciągany – plus, to widoczki. Fabuła mocno smętna, nudna, kompletnie nieporywająca. Portman już od dawna mnie nie zachwyca. Jeśli ktoś liczy na sci-fi z sensowną fabułą, która chociaż trochę liże naukę – będzie zawiedzony. Jeśli ktoś szuka emocji – znajdzie tu jeno nudę. Jeśli ktoś chciałby obejrzeć ten film przed snem, to zaręczam, że lepiej poświecić ten czas na dodatkowe dwie godziny chrapania pod kołdrą.

Tagi: Annihilation – recenzja, filmy recenzja, marudzenie, blog popkulturowy, blog recenzencki, recenzje filmów