Bękarty - recenzja

W tym filmie grają wszyscy: Owen Wilson, Ed Helms, J. K. Simmons, Ving Rhames, Christopher Walken, Glen Close. I wydawać by się mogło, że tak znane i szanowane twarze nie wybiorą byle jakiego scenariusza, żeby tylko zagrać.

Cóż, myliłam się.

Bękarty – recenzja

I to nie jest tak, że film jest słaby. On po prostu nudzi i momentami straszliwie męczy. Plus twórcy po raz kolejny postanowili odkryć koło. Mam wrażenie, że tylko filmów o zamianie ról było więcej.

Zatem mamy braci Reynolds. Ich mama sprzedała im w dzieciństwie jakąś zbywającą gadkę-szmatkę o ojcu, którego nigdy nie poznali i po latach wyszło, że to ściema. Panowie, będąc już dorosłymi mężczyznami, postanowili odnaleźć dawcę nasienia, czyli swojego starego. I coś tam podpytali mamuśkę, która w latach 70-tych słynęła z rozmaitych osiągnięć oraz umiejętności, bo za każdym razem, gdy „trafiali” na potencjalnego ojca, to momentalnie pojawiały się wspomnienia i retrospekcje. Cóż, takie czasy. Aż szkoda. Aż można pozazdrościć.

Generalnie twórcy pod „otoczką” lekkiej komedii o byle czym, chcieli zrobić całkiem możliwe, że komedio-dramat o pewnych ważnych w życiu rzeczach. Więc mamy tu trochę grzebania w duszy, w sercu, w psychice. Mamy szukanie korzeni, przeszłości, historii. Mamy tu opowieść o tożsamości i potrzebie odnalezienia tego miejsca i momentu, w którym wszystko się zaczęło. Każda kolejna osoba na ich drodze odbija się od oczekiwań. Przy okazji bracia mają czas na to, by pogadać i wyjaśnić „swoje” sprawy.

I tak: Wilson próbuje być na siłę śmieszny, Helms gapowaty. Chyba najbardziej z całego filmu zapamiętam Simmonsa.

Niby jest tu trochę śmiesznie, ale ten film to takie trochę grzebanie w emocjonalnym klocku. No zacznie śmierdzieć. I coś, co miało być lekką rozrywką – przestaje nią być. Zresztą, to, co niby miało być tak turbo śmieszne, było śmieszne na siłę. Trailer pokazywał, że to będzie film durny, a ja mam wrażenie, że on mocno wpasowuje się w nurt takich filmów życiowych, które nagradzane są na festiwalach. No. Na raz. Może. Jak już nic innego nie grają…

Tagi: Bękarty – recenzja, filmy recenzja, marudzenie, blog popkulturowy, blog recenzencki, recenzje filmów