Faworyta – recenzja

Film historyczny, kostiumowy, o monarchii brytyjskiej i to w dość burzliwym okresie – no halo?! Jakbym mogła przejść obojętnie od takiej produkcji?!

Królowa Anna rządziła XVIII-wieczną Anglią dość… no, nędznie. Mocno chorowała, a intrygi dworskie oraz dobra zabawa i – nazwijmy to najdelikatniej, jak się da: cielesne zabawy – interesowały ją dużo bardziej, niż to, że toczy się wojna, że lud głoduje, a wokół niej samej więcej wrogów, niż przyjaciół. No tak to już jest: „waflując” sie z królową tylko idiota nie próbowałby zgarnąć czegoś dla siebie.

A było co. Anna została pierwszym władcą Wielkiej Brytanii. Do tej pory tytuł ten brzmiał inaczej: władca Anglii i Szkocji. Do tego Królowa miała spory problem z następcą. Jak wiadomo: brytyjscy władcy mieli jakieś chore podejście do swoich następców. Henryk VIII wymieniał żony, by wreszcie któraś dała mu potomka, a po nim – rewelacyjnie zresztą – rządziła Elżbieta I. Anna niestety traciła swoje dzieci. 12 razy poroniła. Te dzieci, które się urodziły, żyły krótko. Bardzo krótko.

Czy można więc dojść do wniosku, że babkę po prostu popieprzyło? No, cóż. Można. Nie była kompletnie rządzeniem zainteresowana. W sprawach „królewskich” pomagała jej – a raczej: podejmowała za nią decyzję, jej faworyta, księżna Marlborough. Niestety, między kobietami doszło do „zerwania stosunków”, a nową ulubienicą władczyni została Abigail Masham. I to właśnie o tym specyficznym kobiecym trójkącie jest film „Faworyta”.

Film zagrany jest mistrzowsko. Olivia Colman – jako Anna. Rachel Weisz – jako księżna i do tego Emma Stone, jako przebiegła Abigail. Zdobycie względów u królowej oznacza zgodę na to, by posunąć się do wszystkiego. Trzeba być przebiegłym, cwanym, trzeba mieć uszy i oczy otwarte, trzeba knuć, a jak królowa zażąda zabaw w łóżku – to trzeba i tego się podjąć. Gra jest warta świeczki. „Faworyta” jest filmem żądzy. O żądzy władzy.

Twórcy w bardzo ciekawy sposób otwierają przed nami pewien okres historyczny, który mam wrażenie – pokryty jest grubą warstwą kurzu i generalnie – niezbyt ładnie pachnie. Niby już całkiem blisko „naszych czasów”, ale nadal – pod wieloma względami w głowie się nie mieści, co działo się za zamkniętymi drzwiami komnat. Elity się bawiły – i to to także „bawiły” w rządzenie, a lud głodował na całego, bo ktoś tam wymyślił sobie wojnę.

„Faworyta” jest filmem zachwycającym także, jeśli chodzi o scenografię i kostiumy, ale muszę – dość boleśnie przyznać, że film sam w sobie szałowy nie jest. Jest momentami nudny. Podejrzewam, że dla osoby, która historia brytyjskiej monarchii nie kręci – jest bardzo nudny, bo filmów o rywalizujących ze sobą babach było od groma.

Główne bohaterki wzbiły się na wyżyny swoich umiejętności i nawet Emma Stone, za którą nie przepadam, jest tu po prostu świetna. Film jest dużo lepszy, niż „Maria Antonina” Sofii Coppoli i trochę – w tym całym szaleństwie, przypomina „Amadeusza” Formana.

Anna umarła bezpotomnie. Była ostatnią ze Stuartów, którzy rządzili Anglią.

Tagi: Faworyta – recenzja, recenzje filmów, filmy recenzje, blog marudzenie, marudzenie, blog popkulturowy, blog recenzencki