ON:
Zespół Frozen Lakes przeszedł obok mnie raczej bez echa. Niby są to moje muzyczne klimaty, bo można powiedzieć, że Panowie grają post-rock, ale w natłoku pojawiających się co chwila nowych zespołów po prostu nie miałem okazji zapoznać się z ich materiałem. Dopiero gdy zobaczyłem, że można zamówić ich najnowszą EP, postanowiłem to zrobić. Dzięki szybkiej wysyłce krążek po 2 dniach był już u mnie. I można powiedzieć, że na tamtą chwilę moja przygoda z Frozen Lakes się zakończyła. Dowaliło mi tyle pracy, że zupełnie zapomniałem, o odłożonym na półkę digi.
Nadszedł jednak czas na rozprawienie się z „Insuloj de lumo” -EP-ką, której mogę zarzucić jedną wadę. Jest za krótka. Po przesłuchaniu albumu pozostaje nam niedosyt. Nie ma się co dziwić, bowiem zespół uraczył nas czterem utworami, które pomimo swojej długości – dają nam niewiele ponad 30 minut muzyki. To koncept album, który zdaje się być zamknięty, ale nadal na samym jego końcu pozostaje luka, którą można spokojnie zapełnić.
Frozen Lakes jest zespołem malującym muzyczne pejzaże, które mają swoje korzenie w post-rocku. Nie można jedna zaszufladkować ich do jednego gatunku. Ekipa ma swój wyrobiony styl i się go trzyma. Krążek jest zagrany bardzo dobrze, mamy do czynienia z rzemieślnikami znającymi swój fach, którzy nie psują albumu niepotrzebnymi dźwiękami i szarpaniem strun.
„Insuloj de lumo” opowiada o postrzeganiu rzeczywistości. Skupia się trochę na uniwersalności, na barwach i odnajdowaniu samego siebie w otaczającym nas świecie. Ten chaotyczny trochę opis ma się nijak do tego, co przyjdzie nam usłyszeć. W materiałach prasowych znajdziemy takie oto zdanie: „Jak wyglądałaby przestrzeń naszych wzajemnych relacji, gdyby każda materia ożywiona emanowała światłem o swoistej długości fali, otoczona była aurą manifestującą w tajemniczy sposób naturę podmiotu?”. Jest ono dość osobliwe i można powiedzieć, że przerażające. Zalatuje bowiem szalonym psychoanalitykiem na dobrym haju. Okazuje się, że nuty, opisujące to zdanie, są zupełnie inne. Ta płyta jest gitarowa i melodyjna, z naprawdę miękkim wokalem, który po prostu do całości pasuje. To muzyka tła. Na koncertach nie będziecie skakać pod sceną i trzepać piórami. Frozen Lakes raczej da wam możliwość zagłębienia się w ciemny nurt instrumentalnego odczuwania oferowanej przez nich muzyki.
EP-ka jest naprawdę dobrą muzyczną odskocznią od otaczającej nas komercji. To przede wszystkim spójne granie, gdzie kolejne utwory tworzą całość. Dzięki temu mamy wrażenie, że przez cały czas trwania „Insuloj de lumo” słuchamy jednego, długiego kawałka. Nie pozostaje nam nic, jak czekać na kolejne utwory.