ONA:

Uwaga, dziś wydarzenie na miarę pierwszego lotu w księżyc. Dziś ja opisuję komiks. Mój pierwszy zeszyt z obrazkami…

Oczywiście, nie jestem, a przynajmniej nigdy nie byłam fanką tego typu twórczości. Wiedziałam, że takie coś jak „komiksy” istnieje, niemniej ta wiedza ograniczała się wyłącznie do przygód Kaczora Donalda. Komiksy pojawiły się w moim życiu razem z Dawidem, który nie tylko miał (ba, ma dalej) ogromną wiedzę na ten temat, ale i zawodowo zajmował się tym rodzajem sztuki i literatury. Potrafił godzinami opowiadać mi o bohaterach, seriach i sagach. Ja początkowo była mega znudzona tym tematem, ale po czasie zaczęłam się wkręcać. Mój mężczyzna stopniował mi kolejne publikacje i podrzucał wyłącznie te, które są fajne i ważne, kanonowe wręcz. A potem postanowił upolować mi coś, co musiało mi się spodobać. Barnaby Legg, Jim McCarthy i Flameboy stworzyli wspólnymi siłami dzieło o muzyku, którego lubię bardzo – o Kurcie Cobainie z Nirvany. Spokojnie, spokojnie. Nie jestem, nie byłam i nie zamierzam być jego ortodoksyjną fanką, która odziana we flanelowe koszule, z rzadko kiedy mytymi włosami, wije się jak w spazmach do „Smells like teen spirit”, oj zdecydowanie nie. Ale pan Kombajn trafia do mnie odkąd skończyłam 13 lat. Przyznacie, to już całkiem długi związek… Tak, znam całą dyskografię tego zespołu. Tak, znam jego historię, wzloty i upadki. Tak, mam ulubione kawałki, które do tego wszystkiego znam na pamięć i tak – nie znoszę płyty „Nevermind”. Może kiedyś szerzej o tym napiszę. Dziś chcę, a przynajmniej postaram się, skupić wokół komiksu „Godspeed. Historia Kurta Cobaina w obrazach” autorstwa wspomnianej kilka linijek temu trójki. Przyznam szczerze, że moim zdaniem ta publikacja naładowana jest ogromną dawką różnych emocji, które wraz z ostatnimi stronami dają upust poprzez kanaliki łzowe…

Książka ta zaczyna się i kończy samobójstwem. Ale nie myślcie, że to opowieść o upadku” – tymi słowami wita nas wstęp. Trochę dalej czytamy „Jeśli pragniecie krótkiego  określenia – zamiast „upadku” proponuję „heroizm. Rodzaj odwagi oznaczający beznadziejną walkę o przyzwoitość i rozsądek.” Przeczytałam dwa razy i poważnie jest napisane „heroizm” a nie „heroinizm”… Autorzy stawiają Cobaina obok James’a Dean’a, Jima Morrisona, a także Joplin i Hendrixa. Każda z tych osób zrobiła coś, co porwało tłumy. Dean, outsider, który wywierał ogromny wpływ na amerykańskich młodziaków z połowy lat 50tych. Joplin i Hendrix – genialni twórcy, których utwory są do dziś znane i podziwiane. Morrison –  to nie tylko muzyk, ale i filozof i poeta. To przede wszystkim ikona pewnego idealizmu, który skazany był na porażkę… A Cobain? „Z zespołem stał się symbolem autentyzmu w dobie pustki”. Podkopał gmach zwany „Rock and rollem”, by wykrzyczeć to, co bolało go od najmłodszych lat.

Ale od początku… Strona po stronie…

Cobain to Aberdeen, przeciętna mieścina w stanie Waszyngton. Miasto drwali. Masowy alkoholizm i depresja. W tych czasach wychodziły z niego trzy drogi, z czego dwie donikąd. Kultura w tych rejonach oznaczała telewizję.

Cobain to rozwód, który nie tylko rozdarł rodzinę, ale i na zawsze zmienił życie małego chłopca. Jak sam mówił „Do dziewiątego roku życia miałem dobre dzieciństwo”. Potem była tylko depresja, coraz głębsza alienacja i zdezorientowanie. Coraz głębsza introwersja…

Cobain to „trochę homoseksualizm”. Nieokreślenie seksualne było jego „wizytówką” odkąd skończył 14 lat. Przerwała go jedynie Courtney Love.

Cobain to muzyczny gniew. To nastolatek, który swoje młodzieńcze frustracje i emocje wyżywał za pomocą dźwięków. Od Beatlesów po Kiss. To również jego melodie i słowa, które przynosiły chwilową ulgę i spokój.

Cobain to Nirvana. Ten zespół miał oficjalnie 3 członków. Każdy inny. Ale tylko jeden wyjątkowy. Przez przypadek i zupełnie niechętnie Kurt stał się głosem pokolenia. W czasach fałszywego blichtru, korporacyjnego rocka i sztucznego gniewu, Nirvana była boleśnie prawdziwa. Tak de facto Nirvana to 3 albumy: debiutancki i nieco prymitywny „Bleach”, potem „Nevermind”, którego akceptowały radia i bezkompromisowy „In Utero”.

Cobain to trzy kobiety: Courtney Love – jego destrukcyjna, ale życiowa miłość, Frances Bean – córka, którą nosił i pielęgnował zupełnie nie jak gwiazda rocka oraz kobieta, która zawsze drzemała w Cobainie.

Cobain to narkotyki i coraz większe i głębsze uzależnienie. Przychodnie, lekarze i tabletki towarzyszyły mu od małego. Rittalin gdy był mały miał mu pomóc z samym sobą. Heroina w późniejszych latach miała uśmierzyć ból (istnienia?), a wpędzała go w coraz większą pustkę i mrok uzależnienia.

Cobain to samobójstwo. Ciągłe wariacje uzależniono-odwykowe, wypełnione po brzegi kolejnymi przedawkowaniami były niczym krawędź, do której coraz bardziej zbliżał się muzyk. Skok w nią był nieunikniony. Czy ta śmierć była potrzebna? Była tchórzostwem, czy heroicznym wyborem, kończącym pasmo ciągłego bólu nie do zniesienia? Była inspiracją, czy ostrzeżeniem? „Pozostań w zgodzie ze sobą, otwórz się na świat, miej odwagę czuć, bądź inny, żyj pełnią życia” – to jego przekaz, dzięki któremu Cobain przetrwał, nawet po śmierci.

Mam przed oczami ten komiks. Jest namalowany ostrą kreską, ale całość jest wybitnie przyjemnie podana. Jest wypełniona symbolami i alegoriami, jest przepiękna i niezwykle wzruszająca. Autorom udało się całość podać w bardzo emocjonalny sposób najważniejsze i znaczące chwile z życia Cobaina, od czasów dzieciństwa po felerny kwietniowy dzień w 1994 roku… Momentami oniryczne, momentami psychodeliczne, a jeszcze kiedy indziej – niczym w narkotykowym transie.

To musi być happy end

Kurde, sprawię, że będzie.

Nawet, jeśli mnie zabije.

Ps. Pierwsze bilety do kina zostały rozdane. Ale bawimy się dalej! 

Dla naszych fanów portal pozwalający zamówić jedzenie na wynos foodpanda www.foodpanda.pl przygotował niespodziankę. Wśród wszystkich, którzy skomentują dzisiejszy wpis, rozlosujemy jedno podwójne zaproszenie do kina Atlantic w Warszawie. Bilety można wykorzystać na dowolny film (nie może być to seans premierowy ani film 3D). Macie czas do juta do końca dnia. Bilety ważne są do 30 czerwca 2013.

Foodpanda – pokaże Ci oferty wielu restauracji w Twojej okolicy. Po prostu wpisz swój adres lub kliknij na swoją lokalizację na mapie i przeglądaj restauracje. Możesz też uporządkować restauracje pod względem kuchni lub przedziału cenowego. Wyszukiwarka pokaże też czy restauracja jest otwarta i do której godziny można składać zamówienie. Zamawianie jedzenia przez internet jeszcze nigdy nie było takie proste!