ON:
Na imię ma Juan, jest meksykańskim chłopem, który podkochuje się w pięknej córce El Presidente. Mężczyzna marzy o tym, by porzucić pracę na roli, pozbyć się z ubrania smrodu obornika i zostać Luchadorem, meksykańskim zapaśnikiem. Dość dużo marzeń, jak na jednego chłopa. Nim jednak Juan zacznie amory, zły szkieletor El Calaca porywa córkę prezydenta. Robi to ponieważ chce złożyć ją w ofierze, odprawić prastary rytuał i połączyć świat żywych i umarłych. Nasze próby uratowania niewiasty spalają na panewce, ponieważ giniemy. Los jednak uśmiecha się do małych ludzi o wielkich sercach. Juan powraca do żywych jako zabójczy Luchador.
Tak w skrócie można opisać historię zawartą w „Guacamelee! Super Turbo Champion Edition”, czyli grze „Guacamelee”, dostosowanej na potrzeby konsol. Studio DrinkBox postarało się, aby rozgrywka na konsoli była lekka i przyjemna, bo łatwa to niestety ona nie jest.
Początek gry może rozczarować, a nawet znudzić. Mamy bowiem do dyspozycji meksykańskiego chłopka, który nie potrafi za bardzo walczyć, jego ubranko także dalekie jest od tego, do czego przyzwyczaiły nas zapasy. Jednak gdy przebrniemy przez początek, to okazuje się, że mamy do czynienia z wyjątkowo grywalną, zabawną i kolorową grą, która smakuje jak dobra meksykańska zupa. Do jednego gara wrzucono odrobinę humoru, garść rozwiązań z gier platformowych, sympatyczną grafikę i rozwijającą się rozgrywkę. Takie połączenie jest naprawdę fajne i potrafi dać kilka godzin dobrej zabawy.
Czym jest „Guacamelee”? Przede wszystkim platformówką z dużą ilością elementów zręcznościowych. Juan po śmierci może przemieszczać się pomiędzy dwoma światami: światem żywych i światem umarłych. Czasami, aby dostać się dalej w naszej podróży, musimy z małpią zręcznością wykonać szereg akrobacji, przełączając się pomiędzy dwoma wymiarami. Jest to trudne, ale do opanowania. Więcej trudności przynosi nam sama walka ze szkieletami i innymi zmorami, wysłanymi przez El Calaca do naszej eksterminacji. W pojedynczo kościeje miękkie są jak mała kaczuszka, ale gdy przyjdzie się nam zmierzyć z całą grupą tych „twardzieli”, to mamy ciężki orzech do zgryzienia. Całe szczęście wraz z naszą przygodą napotykamy na miejsca, w których uczymy się nowych ciosów i umiejętności. Dzięki nim zaczynamy siać pogrom wśród wrogów. Twórcy wyszli z założenia, że najlepszym rozwiązaniem jest dać graczom dostęp do całej planszy już na samym początku, jednak niektóre miejsca staną się osiągalne po wyuczeniu się nowej umiejętności. Dzięki temu musimy wędrować, kombinować i rozwijać swojego bohatera.
Gra jest bardzo kolorowa i „meksykańska”. Na każdym kroku widać, że twórcy puszczają oczko w stronę gracza i nie nabijają się złośliwie z całej kultury, lecz w pewien sposób ją nawet gloryfikują. Meksyk to kurczaki, Maryjki, chłopi, zapasy, sombrero, burito i cała masa innych rzeczy, które znajdziecie w tej produkcji. „Guacamelee! Super Turbo Champion Edition” kupicie na rynku XBL, jest też wersja na PSN i Steam.