Harry Potter – recenzja

ON:

Z Harrym Potterem jest jeden problem, nie do końca wiadomo, kto ma być jego odbiorcą. Z jednej strony książka i film są skierowane do dzieci/młodzieży z drugiej są tam takie sceny, że nie jednemu dzieciakowi włos się na głowie zjeży. Ale właściwie nie moim problemem są matki, które puszczą swoim dzieciakom Harrego na dobranoc. To właściwie ich problem a nie mój.

Do Harrego podszedłem jednym ciągiem. Nie miałem ochoty oglądać go na części, czekać po półtora roku na każdy nowy odcinek i wkurzać się zastanawiając się co będzie dalej. To trochę jak polityka wydawnicza polskich wydawców komiksów – Egmont, Taurus itd. Mimo wykupienia licencji kolejne tomy serii wydają w odstępach 6-9 miesięcznych co doprowadza tylko do frustracji, gdyż po ukazaniu się nowego tomu i tak muszę wracać do poprzednich bo w diabły nie pamiętam o czym on był. Tak więc po tym jak się ukazał się ostatni odcinek serii o Harrym postanowiliśmy oglądnąć go w całości.

I właściwie około 20 godzin, które spędziłem przy filmie sprawiło mi dużo zabawy. Nie jest to kino wybitne, nie jest to film, który zaskoczy ale nie mogę o Hattym Pottere powiedzieć złego słowa. Jest to obraz, przy którym naprawdę dobrze się bawiłem. Podszedłem do niego jak do baśni, filmu fantasy, w którym wiele niewiadomych staje się bardzo ale bardzo szybko wiadomymi i już od pierwszej części widać kto jest kim i po której stronie stoi. Dodatkowo fantastycznym zabiegiem jest „udoraślanie” kolejnych odcinków. Każdy kolejny jest mroczniejszy, bardziej brutalny, bardziej dojrzały. Miałem podczas oglądania tych filmów odczucia jak podczas oglądania „Trylogii Władcy Pierścieni” Harry to taki Frodo Baggins, który zna cel swojej podróży i który wie lub domyśla się jakie będzie jej zakończenie. I śledząc tak losy kolejnych bohaterów w kolejnych odcinkach my także będziemy się domyślać. To chyba najsłabszy punkt tych filmów. Przewidywalność. Już na samym początku wiadomo jaki będzie koniec. Tak czy inaczej Harry Potter jest jedną z tych serii, które mimo, że jest filmem fantasy potrafił przyciągnąć Paulinę na długie godziny a każdy następny odcinek oglądała z zaciśniętymi z emocji ustami.

Genialne jest to, że w tym filmie grają naprawdę wielkie gwiazdy kina, jest tam przecież Emma Watson, Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, Alan Rickman John Hurt i wielu innych. Ich role naprawdę zagrane są świetnie. Dla mnie Snape (Alan Rickman) zagrał gwiazdorsko.

Tak naprawdę o Harrym i Potteromani można pisać i opowiadać pewnie godzinami. Potter stał się fenomenem socjalnym, na wiele osób film i książka wywarły wielkie wrażenie odcisnęły swoje piętno.

To tyle na temat sagi o młodym czarodzieju i jego odwiecznym wrogu Voldemorcie. Polecam szczerze jako lekkie rozrywkowe kino.

Ps. Grafika do wpisu z dedykacją dla Pauliny.

ONA:

Ja tam fantasy, sci-fi i innych tego typu rzeczy nie lubię (z baaaardzo niewielkimi wyjątkami). Plus mam traumę z okresu młodzieńczego, kiedy to wybrałam się z kumplem na ‘LOTR: Two towers’ do kina i miejsca mieliśmy w pierwszym rzędzie. Ale pamiętam, że jakoś udało nam się przemycić lamerskie piwa i dużą paczkę m&msów. Ale wracając do klimatów fantasy… Chyba jednak moja wyobraźnia jest zbyt uboga, żeby móc przenieść się w krainy inne.  Chociaż, horrorów nie oglądam dlatego, że boje się, że wracając kiedyś ciemną drogą, zostanę pożarta w całości, łącznie z moim autem przez jakiegoś beboka. Książkową pierwszą część przeczytałam w bólach (tak jak teraz męczę biografię Jobsa), ale przeczytałam – nie zachęciła mnie. Adaptacje filmowe widziałam tylko dwie pierwsze. Ale jakoś tak nas wzięło na obejrzenie całości. I wieczorami siadaliśmy przed telewizor. I mniej więcej po 2giej części zaczęło mi się to naprawdę podobać, do tego stopnia, że przeżywałam te przygody strasznie. No i niezwykle podobali mi się aktorzy i miejscówki.

Poza tym, odczuwam pokrewieństwo dusz ze Snape’m!

A! I oglądając tą sagę, obudził się we mnie jednocześnie stereotypowy gimnazjalista i przewrażliwiony pedagog.