ONA:

Nie wiem dlaczego obejrzałam ten film. Z góry wiedziałam, że będzie on tragiczny i helloł – nie pomyliłam się nawet w promilu. Ten film jest tragiczny. Jeśli koszmarem lat 90. były komedie romantyczne, z coraz bardziej zbotoxowaną Meg Ryan, tak koszmarem tych czasów są produkcje o tych wszystkich super fajnych singielkach w dużych miastach, które bez problemu znajdują wypasione mieszkania, które oczywiście urządzają tak, jakby każda z nich była po wieloletnim stażu w Architectural Digest. Balują jak wściekłe, chleją, spóźniają się do pracy 3 godziny i nikt im nie każe spierdalać w podskokach. Halo? Czy dziewczynki, które wyrosły na księżniczkach z Disney’a, teraz muszą katować się czymś takim?

Aaaa, oczywiście! Każda z nich ma gigantyczne powodzenie! Każda może wybierać spośród min. 3 facetów. Co jeden to przystojniejszy, przedstawiający tak ukochane przez nas wartości. A one się miotają, by na końcu i tak zaserwować nam słodki do porzygu happy end.

Sorry, jestem z tych, którzy mają słodkie zęby, ale w połowie puszki słodzonego mleczka skondensowanego każdego zemdli.

Mnie na przykład mdli, gdy widzę Dakotę Johnson. Nie, nie dlatego, że nie podoba mi się jej uroda i szczerze życzę jej, by starzała się jak ojciec, nie jak matka. Mdli mnie, bo jest kolejnym wypuszczonym produktem, który aktorsko nie ma zbyt wiele do powiedzenia i pokazania. Był Pattison i Stewart, którzy do teraz zdrapują z siebie sagę „Zmierzch”, a teraz czas na pannę Dakotę, która zawsze będzie dupą od Grey’a. W „Jak to robią single” gra tak samo, jak w „50 twarzach Grey’a”, przy czym tu nie świeci cyckami i nikt nie leje jej po dupsku.

Taka pseudo-erotyczna maniera, niby spaniel, niby „obciągnę Ci tak, że rano będzie Ci wstyd”. Naoglądała się z matką filmów z Meg Ryan i chyba postanowiła, że jak dorośnie, to będzie taka sama.

A film jest tragiczny. Może gdy masz 17 lat i jeszcze jakieś złudzenia, to ocenisz go lepiej. Ja mam 30 i stwierdzam, że zmarnowałam czas.

ON:

Schemat komedii romantycznych nie zmienił się od lat. Zbudowane są one w taki sposób, aby samotne, zagubione, zażerające lody w towarzystwie kotów laski wierzyły, że można poukładać sobie życie w 5 minut. Wysyp takiego gówna pojawia się przeważnie w okresie Walentynek. Dzieła te mają dać alternatywę zakochanym, którzy nie wiedzieli kim jest Deadpool.

Dakota Johnson po spotkaniach z Panem Grey’em stała się bardziej rozpoznawalna, co nie oznacza, że jej wygląd i zachowanie stylizowane na głupiego cielaczka się zmienił. Takim właśnie głupim cielaczkiem jest w filmie pt. „Jak to robią single”. Wychowana z rodzicami, a następnie żyjąca w dość poukładanym związku laska, nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak to jest żyć samemu. Cztery lata z byłym już kolesiem, to przeszłość, teraz trzeba poznać życie, poukładać w szafie, wywalić stare śmieci i zacząć od początku.

Ten film zapchany jest dyrdymałami, które łykną chyba tylko nastoletnie dziewice ze szkółki niedzielnej, które jeszcze nie ściągnęły skuwki z flamastra. Dla nich ten film to tabu, którego nie wyłożyła katechetka na lekcji o życiu w rodzinie. Na ekranie pojawia się Robin, która naczytała się książek o żabach i kochaniu samej siebie. Robin może wszystko, Robin może kochać samą siebie, może ruchać kogo chce, a jej sposób życia może być naprawdę kuszący. Tyle, że Robin za kilkanaście lat zeżrą koty, a sąsiedzi znajdą jej ciało, gdy spod drzwi zacznie wydobywać się odór i wylezą karaluchy. Sorry dziewczyno, noł bonus!

To, co może śmieszyłoby mnie 10 lat temu, jest teraz dla mnie bolesnym obowiązkiem, przy którym trzecie palenie ostrego kebaba wydaje się błahostką i przyjemnym wydarzeniem z życia. Jak to robią single? W NY pewnie tak, jak pokazane jest to w filmie, a w Polsce zupełnie inaczej.