ON:

Rzadko, naprawdę bardzo rzadko źle piszę o grach. Wszystko dlatego, że nie ma złych gier, są słabsze i gorsze produkcje, a ja staram się docenić wysyłek włożony w produkcję tych cyfrowych dzieł. Nawet „Symulator kozy” nie był dla mnie kaszanką, gdyż wiem iż stworzono go dla jaj. Jednak w zeszłym tygodniu spotkałem się z najgłupszą i najgorszą grą w jaką przyszło mi grać. Dzisiejsza recenzja nie jest napisana złośliwie, ta gra jest po prostu nędzna. 

„LocoCycle” bo o tym tytule mówimy to stworzona przez Twisted Pixel i wydana przez Microsoft gra na konsolę XBOX ONE. To gra, która pojawiała się na wielkich ekranach podczas konferencji zapowiadających konsolę na światową premierę. Chwalono się wtedy przeróżnymi „ekskluziwami” i pokazano także tego potworka. O dziwo „LocoCycle” pojawiło się też na XBOX360, ale raczej nie będę ryzykował odpalenia tego tytułu po raz drugi.

loco

To że Twisted Pixel lubi zakręcone gry wiadomo już nie od dziś. Jednak każda poprzednia produkcja miała coś w sobie „coś”, co powodowało, że gra była śmieszna, grywalna po prostu fajna i miła dla gracza. Nawet chore achievementy w „Splosion Man” nie powodowały wkurzenia. Po tym wszystkim, co widzieliśmy wcześniej otrzymujemy taką straszną papkę.

loco

Zacznę od historii, która opowiedziana jest przy pomocy profesjonalnie nagranych filmów, w których to aktorzy bardzo, ale to bardzo wczuwają się w swoje role. Na początku przyjdzie poznać grupę władyków, którzy chcą zakupić broń od pewnego kolesia. Pojawią się tu też nielegalne laboratoria i inteligentny motocykl. No i tu zaczyna się nasza podróż przez drogi i bezdroża.

loco

W grze kierujemy inteligentny motocyklem do którego przyczepiony jest mechanik o imieniu Pablo. Mechanik ciągnięty jest za maszyną po asfalcie. Nie oczekujcie jednak, że zobaczycie krwawą miazgę, o nie. Pablo ma się dobrze pomimo obijania się o asfalt, kamienie i motor. Przy okazji swojej podróży nawiązuje kontakt ze sztuczną inteligencją, która kieruje maszyną. Gadają sobie, plotkują i próbują uciec jak najdalej od laboratoriów. Przeszkadzają im w tym agenci w czarnych graniakach, roboty, motorówki, skutery, samochody i jeszcze kilka innych maszyn. Nasz motocykl nie jest bezbronny umie bowiem zadawać ciosy, jak największym mistrz KUNG-FU. Uderza z koła, czasem przedniego, czasem tylnego, a czasem uderza z Pabla. I tak przez sześć godzin. Tyle bowiem zajmuje ukończenie tego potworka.

Na osobną linijkę zasługuje oprawa graficzna, która jest po prostu kpiną. Nowa generacja nie zasługuje na takie tytuły. Kurde tu wszystko jest złe. Animacje są złe tekstury są brzydkie, fizyka to nieporozumienie.

Całość jest jak brzydkie, kolorowe ciastko, które po przekrojeniu okazuje się wypchane robakami. Nie jest to ani estetyczne, ani smakowite. Gdyby nie 1000GS, które można zdobyć w kilka godzin, ta gra nie miała by nic, co by przekonało mnie do jej odpalenia. Radzę wam unikać tego gniota.