Marie Benedict - Pani Einstein - recenzja

Mileva Marić nie przeszła do historii. A powinna! Była jedną z 5 kobiet, którym pozwolono studiować na Politechnice w Zurychu. Mileva wybrała wydział matematyki i fizyki. Tworzyła badania wraz z jednym z najważniejszych fizyków naszych czasów.

Marie Benedict – Pani Einstein – recenzja

Jej kolega ze studiów, żydowski chłopiec, 3,5 roku młodszy niż ona, z bujną czupryną, szybko skradł jej serce. Miała być poświęcona nauce i nikt nie wierzył, że z powodu swojej ułomności, ktoś ją pokocha. A jednak…

Akurat tego kolegę znamy. To nikt inny, jak sam Albert Einstein. Mileva Marić stała się tylko fragmentem historii Alberta. Była jego pierwszą żoną. Co się jednak okazuje: zachowane dokumenty, listy i wspomnienia wyraźnie wskazują, że Marić miała spory wkład w działalność naukową swojego ślubnego.

Fizykiem był genialnym, ale mężem – beznadziejnym.

„Pani Einstein” Marie Benedict, to fabularyzowana opowieść historyczna, w której pierwsze skrzypce gra Mileva. Z jej perspektywy, w oparciu o fakty, poznajemy historię dziewczyny, studentki, kobiety, matki i żony. On obiecał jej partnerstwo – w życiu i w pracy. Był pod wrażeniem jak bardzo jest inteligentna i ambitna. Dla niej wzorem była Maria Skłodowska-Curie. I czekała na jego oświadczyny.

Zaszła w ciążę.
Nie dokończyła studiów.
Wreszcie zdecydowali się na ślub.
Niby małżeństwo układało się dobrze, ale… Dziecko zmarło. Studia leżały odłogiem. A Albert pracował i cały czas wolny poświęcał fizyce.

I kochance.

Wieść o rozwodowych planach męża sprawiły, że kobieta kompletnie się załamała i wylądowała w klinice psychiatrycznej. Podobno Einstein pieniądze za swoją pierwszą Nagrodę Nobla, przekazał ex. żonie. I uciekł do USA w obawie przed nazistami.

Żadna ze mnie feministka, ale myślę, że wiele kobiet powinno podziękować Marie Benedict za to, że w bardzo ciekawej formie „przywróciła” do życia Milevrę Marić. Książkę czyta się jednym tchem. Jest trochę gorzka, trochę naiwna, ale finalnie mnie doprowadziła do pewnego wniosku.
Najbardziej to trzeba kochać i szanować samego siebie. Samą siebie.

Tago: Marie Benedict – Pani Einstein – recenzja, blog marudzenie, blog popkulturowy, książki