ON:

„Metal Gear Solid: The Phantom Pain” pojawił się na naszych konsolach na początku września. Niestety, upłynęło trochę czasu od momentu włożenia płyty do czytnika po raz pierwszy do chwili, gdy piszę te słowa. Spędzone 30 godzin w towarzystwie Snake’a uświadomiły mi dwie rzeczy. Po pierwsze – to stanowczo za mało, aby poznać wszystkie smaczki tej gry, a po drugie – Hideo Kojima odszedł od serii w naprawdę wielkim stylu. Jedyny zarzut, jaki można postawić tej grze, to to, że trafi ona przede wszystkim do fanów serii i osób lubiących tego typu skradanki. Casualowy gracz dość szybko się zniechęci i odłoży ten tytuł na półkę. Dlaczego? Ponieważ może go przerosnąć poziom trudności, a także ogromnie duża swoboda działania, która wymaga od nas poznania mechaniki gry. Aby to zrobić trzeba poświęcić tytułowi kilkanaście dobrych godzin, a czas jest walutą, której ostatnio bardzo nam brakuje.

Historia „The Phantom Pain” rozpoczyna się 9 lat po wydarzeniach z „Ground Zeros”. Koniec tamtej opowieści pozostawił nas w zawieszeniu, a teraz musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło. Snake przeleżał wszystkie te lata w szpitalu, będąc w śpiączce, z której wybudza się w 1985 roku. Przez pewien czas jest on bezpieczny, ale gdy lekarze już się nami zajmą, pojawia się ktoś, kto ma tylko jedno zadanie. Wykończyć Snake’a oraz wszystkie osoby, które miały z nim styczność. Tak naprawdę zaczyna się niezła wyżyna, bowiem nie oszczędza się tutaj nikogo. W ucieczce pomaga nam ktoś, kto każe nazywać się Ishmaelem, a na końcu tej drogi czeka na nas znany facet z rewolwerem. Dość dodać, że w szpitalu pojawiają się dziwne postacie, które mają chyba wiele wspólnego z Psycho Mantisem, zresztą zobaczycie sami. Ta część gry tak naprawdę ma na celu wprowadzić nas w rozgrywkę. Po niej zaczyna się prawdziwa rozgrywka.

Gra podzielona jest pomiędzy dwie bardzo rozległe mapy. Jedna z nich to Afganistan, a druga to pogranicze Angoli i Zairu, czyli dawną Republikę Konga. Kojima wraz z ekipą postanowił dać graczom sandboxa pełną gębą. Swoboda, jaka pojawia się w „Metal Gear Solid: The Phantom Pain”, jest ogromna. Nikt nie wymaga od nas w jaki sposób mamy przejść każdą misję oraz w jakiej kolejności chcemy to zrobić. Nie musimy także zbierać wszelkich znajdziek, ale polecam to robić, bo mają one wpływ na całą rozrywkę.

phantom

Dam przykład. Jedna z pierwszych misji ma na celu uratowanie pewnej osoby. Znajduje się ona w kompleksie budynków, gdzieś na afgańskiej pustyni. Postanowiłem, że nie będę zabijał wszystkich jak leci i po prostu zajmę sie tymi osobami, które stoją pomiędzy mną a celem. Przekradłem się do pierwszych zabudowań, wąskimi ścieżkami dotarłem do odpowiedniego budynku i tam znalazłem mój cel. Jakie było moje zdziwienie, gdy wychodząc nadziałem się na stróżującego żołnierza. Okazało się, że gdzieś usłyszał dźwięk rozbijanej szyby i przybiegł to sprawdzić. Nie czekając długo dałem mu w pysk, po czym zacząłem uciekać. To jeden z przykładów, bowiem ilość sprzętu, możliwych rozwiązań i sposobów ukończenia każdego zadania jest bez liku. Ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Oczywiście, jak na dobrą „piaskownicę” przystało, nie brakuje tutaj zmiany pory dnia, czy też efektów pogodowych. Burza piaskowa nie raz uratowała moją dupę przed zbirami.

Graficznie nowy Metal Gear nie ma sobie nic do zarzucenia. Fox Engine wykorzystany do produkcji tego tytułu pokazuje, że wiele jeszcze można wyciągnąć z konsol nowej generacji. Nie ukrywam jednak, że nadal nawet najlepsze tytuły mają braki graficzne, drobne błędy i artefakty, ale tego chyba nie da się uniknąć przy tak dużych produkcjach. Ważne, że zadbano o masę detali i szczegółów, które cieszą oko i uatrakcyjniają rozgrywkę. Podobnie jak w przypadku grafiki – jest z dźwiękiem. Jest lepiej niż dobrze i nie można zarzucić niczego efektom, udźwiękowieniu czy vioiceactingowi. Krytytkowany przez community Sutherland w roli Snake’a wypadł całkiem nieźle, chociaż bohater mało razy komentuje otaczającą go sytuację głosem brytyjskiego aktora.

8-awesome-trailers-from-tokyo-game-show_4ua9.1920

O tytule tym można pisać epopeje. Jest on bowiem bardzo rozbudowany i ogromnie wymagający. Nie brak tu ciężkiego orzecha do zgryzienia, ale są też zadania z bardziej łagodnym poziomem trudności. Są dramaty i ogromne problemy, dylematy i zdrady. Całość przestała być tak wielkim interaktywnym filmem, a graczom dano ogromna swobodę. MGS zasłużył na wysokie oceny, które pojawiają się w Sieci. Jeśli jeszcze nie mieliście czasu i możliwości zagrania w tą część, to warto to nadrobić.