ON:
W tym tygodniu ja zajmuję się recenzjami. Mieliśmy małe opóźnienie z racji weekendowych perypetii, ale nareszcie wygrzebujemy się z zaległości. Powiedziałem Paulinie, że ponieważ wisi nam trochę rzeczy do zrecenzowania, to chętnie napiszę muzyczne wpisy. Wczoraj był Wilson, a dziś będzie o płycie, której twórcy pochodzą z Kostaryki.
„Dangerous Intentions” zespołu Patterns wygrzebałem przypadkowo, przeklikując się przez powiązanych ze sobą wykonawców na Deezerze. To bardzo fajna zabawa, pozwalająca na odkrywanie nowych muzycznych pejzaży. Moją uwagę przyciągnęła stylizowana na lata 80-te okładka, która kojarzyła mi się z Miami Nights 1984 lub Lizerhawks. Ponieważ lubuję się w takiej elektronicznej muzyce, będącej hołdem dla dźwięków z przełomu lat 70-tych i 80-tych ubiegłego stulecia, to szybko nacisnąłem „PLAY”.
Trochę, jak po naciśnięciu magicznego guzika znalazłem się w świecie dżinsowych szortów, natapirowanych włosów, luźnych ubrań i kiczu, który do dziś uwielbiają miliony ludzi na całym świecie. Patterns to czwórka przyjaciół, którzy zabierają nas w wycieczkę do dźwięków mojej młodości. To, co pamiętam trochę jak przez mgłę z racji swojego wieku, stało się moim uwielbieniem teraz, gdy mam 35 lat.
„Dangerous Intentions” to piętnaście kompozycji, które są tak retro, jak to tylko można, a jednocześnie nowoczesne aranżacje pokazują, że muza dyskotekowa nie starzeje się wcale. Otwierający listę „Burning Man” to sampel tego, co czeka nas dalej. Syntezatory, rwana gitara, sample, i cała masa backgroudowych dźwięków, które nakładają się na siebie i tworzą niesamowitą całość. Może zabrzmi to jak profanacja, ale niektóre te utwory są bardziej złożone, niż naprawdę dobra płyta Wilsona, o której pisałem wcześniej. Następnymi piosenkami są: „Fire Face” trochę down-tempowy kawałek do deptania, a w „Martian” słychać nutę Daft Punk, szczególnie w sekcji basowej. I chociaż sprawne ucho wyłapie podobieństwo, to jednak są to zupełnie inne muzyczne opowieści. Cały album brzmi wyjątkowo dzięki wokalowi Estefani Brolo, która naprawdę wysoko ciągnie swoje partie, co nadaje smakowitości. Gdy tylko odpalam płytę widzę ją gibającą się na scenie w małym zatłoczonym klubie. W około śmiech, zapach tytoniu, kiczowate, kolorowe światła. Gdy zagłębiam się dalej w tą muzyczną podróż, to wyłapuje jeszcze inne zapożyczenia. Jest tu trochę Madonny, tej młodej, która biegała w podartych pończochach i z szalonym makijażem. To wszystko za czasów „Material Girl”. Kłania mi się moja młodość w pas.
Sami artyści z Patterns nie kryją się z tym, że inspiracje czerpali i czerpią z 80’s Disco, Synths&POP, Groove & Dance Disco. Jednak ich praca to nie czyste kopiowanie, ale dodanie czegoś od siebie. Współczesna muzyka inspirowana latami kiczu okazuje się bowiem niesamowicie rozbudowanym tworem. Płyty pokroju „Dangerous Intentions” są niesamowite, to dzieła sztuki same w sobie. Dla mnie to muzyczny wehikuł czasu, który zabiera mnie w czasy do, których chętnie bym wrócił.