To jedna z tych książek, przy czytaniu których – płaczesz. Serio. Budzą się w Tobie emocje, często skrywane. Myślisz. Myślisz o osobach, wydarzeniach. Próbujesz nazwać swoje uczucia. Próbujesz je zdefiniować. Zaczynasz się zastanawiać, czy chociaż raz kogoś kochałeś, kochałaś. Nie miłością „obowiązkową”. Taką miłością, w której skrywa się pożądanie, przyjaźń, obawa o stratę. Miłość, która jest ekstremalnie delikatna, którą w każdej chwili może ktoś lub coś zniszczyć. Miłość tak silna, że chcesz mieć ją na zawsze. Miłość tak słaba, że obawiasz się poranka, bo nie masz pewności, że będzie jeszcze kogo kochać.
Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszczyńskiego – recenzja
Panowie poznali się przypadkiem. Zupełnym przypadkiem. Różnica wieku, różnica „statusu” społecznego. Tymczasem mimo to, właśnie przy pomocy dziwnych splotów okoliczności, narodziła się miłość, którą brutalnie przerwała śmierć.
Iwaszkiewicz pisał, że to takie dziwne, tak nagle pokochać kogoś, kto wyrósł jak cień i stał się symbolem życia. On to potrafił pisać… I nawet po latach w jego słowach można znaleźć coś swojego. Tak jakby pisał o tym, co masz w głowie, w sercu, w duszy, co żre Cię od środka, co napędza, co sprawia, że chcesz żyć. Albo nie chcesz.
We „Wszystko jak chcesz” mamy listowny zapis męskiej miłości. Od niewinnego zakochania, wbrew wszystkim i wszystkiemu, po namiętność. Po koniec. Radość miesza się z tęsknotą. To nie jest książka dla wszystkich. Wielu będzie uwierała. Dla wielu będzie oburzająca. Dla innych będzie lustrem.
Ja ją ustawiam na półce z moimi ulubionymi historiami. Ta jest tragiczna, ale nie ma w tym tragizmie niczego złego, bo to historia o najpiękniejszym uczuciu. Więc jeśli ktoś go przeżył – w tym wypadku dosłownie, bo ta miłość została przerwana przez śmierć, to zapomina się o tym, co ugniata, a myśli się o tym, co jest po prostu ponad wszystkim.
„Jesteś mi wszystkim: kochankiem i bratem, śmiercią, życiem, istnieniem, słabością i siłą… a przede wszystkim siłą, czymś, co podtrzymuje we mnie resztki życia i daje złudzenie młodości, czymś, co mi pomaga patrzeć na liście, tęczę, kwiaty i piękne kobiety – czymś, co tworzy zasadniczą plecionkę mojego życia, a na czym dopiero wyrosła moja twórczość, cały mój byt. (…) Jesteś moim wszystkim szczęściem, słońcem zachodzącego mojego życia; żona moja zbudziła mnie dziś w nocy, bo powtarzałem przez sen: Jurek, Jurek, Jurek. Dziecko moje, nie bądź aż tak smutny, aż tak samotny. Pamiętaj, że wszyscy jesteśmy samotni, beznadziejnie samotni – ale że jesteśmy ludźmi – i że większego przeznaczenia na świecie nie ma”.